Strony

sobota, 18 marca 2017

Modlitwa VI

Z rozpiski, którą zrobiła wynika, że do końca opowiadania zostało 6 rozdziałów. Czyli cała historia będzie miała 12 rozdziałów + Prolog i Epilog. Jak wszystko dobrze pójdzie, to do końca maja Epilog zostanie opublikowany :)
Może wydawać się to wszystko chaotyczne, ale na swoje usprawiedliwienie mam, że to wspomnienia przedstawiające życie Melanii, a opowiedzenie tego wcale nie jest takie łatwe.

***

  • I jesteś teraz szczęśliwa?
Simon siedział po drugiej stronie wyspy kuchennej. Łyżka wazowa, którą trzymałam w ręku, zatrzymała się tuż nad powierzchnią gotującej się zupy. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam jak brat nie miał świadomości na jaki kruchy lód wszedł i jak się szybko kruszy pod ciężarem tego pytania.
  • A czemu pytasz?
Oboje wiedzieliśmy czemu unikam odpowiedzi na to pytanie. Gdyby usłyszał to co chciał, musiałabym skłamać i to porządnie. Mogłam wymienić mu całą litanie powodów, dla których nie jestem szczęśliwa w małżeństwie i tym domu. Ale dla nas obojga łatwiejsze było milczenie i nie poruszanie tych tematów.
  • Nie spodziewałem się, że zobaczę kiedyś Melanie Regent w fartuszku, obcasach i w kuchni, która pichci w najlepsze.
  • Widzisz, świat może nas jeszcze zaskoczyć.
Uśmiechnęłam się lekko i zupełnie nieszczerze w stronę brata i wróciła do przyprawiania zupy. Chciałam udawać, że ta krótka wymiana zdań między nami nie miała miejsca, i że ziarenko wątpliwości nie zostało zasiane.

***

W Obozie byłam już prawie miesiąc. Moje spotkania z Ryanem stawały się powoli codziennością. Pod osłoną nocy rozmawiało nam się lepiej, swobodniej i bardziej szczerze niż za dnia. Może to miało związek z tym, że po prostu nie mieliśmy już sił kłamać i prawda wydawała się prostsza do powiedzenia drugiej osobie.
Lubiłam te kilka godzin kiedy siedzieliśmy na zimnym piasku i patrzyliśmy na spokojnie unoszące się fale. Z biegiem lat coraz gorzej jest mi pamiętać te wszystkie piękne szczegóły, zapachy i kolory. Z coraz większym trudem mogę przywołać zapach perfum Ryana, które podczas naszych rozmów wręcz mnie otumaniały. Nie pamiętam czy dłonie McCrota były tak samo zimne jak jego spojrzenie kiedy widział synów Aresa zaczepiających dzieci Afrodyty czy może wręcz przeciwnie - idealnie ciepłe, wręcz stworzone by rozgrzać moje zmarznięte ciało i uspokoić walące w szaleńczym rytmie serce kiedy słyszałam śmiech starszego chłopaka.
Pamiętam za to doskonale jego szczere zainteresowanie kiedy mówiłam o muzyce - temacie, o którym mogłabym mówić godzinami. Dzisiaj nikt nie słucha mnie z taką intensywnością jak Ryan. Mój mąż, brat czy dzieci szybko urywają rozmowę na ten temat, doskonale wiedząc jak się zachowuje kiedy o tym mówię. Ryan tego nie potępiał, nie patrzył na mnie z niesmakiem czy znużeniem kiedy wysnuwałam kolejną (czasami wręcz irracjonalną) teorię o Pendereckim.
Kiedy wyruszyliśmy w podróż - Ryan twierdził, że to wcale nie jest ucieczka tylko krótki urlop od życia - przyznał się, że uwielbia na mnie patrzeć kiedy mówię o kolejnym nieznanym mu kompozytorze.
  • Czyli, co? Wyglądam wtedy jak nawiedzona Wyrocznia?
Tak naprawdę nigdy nie widziałam tej Mumii, która zamieszkuje poddasze, ale z opowieści starszych Obozowiczów jasno wynikało, że nic wielkiego nie straciłam. Kiedyś dzieci Aresa wpadły na genialny pomysł, żeby wynieść obozową Wyrocznię na środek Areny i kazać najmłodszym dzieciom ją zabić. Ubarwili to w straszną historię, że jak tego nie zrobią, ona przyjdzie do nich w nocy i zje. A wtedy będą przez wieki zamknięci w jej ciele i w żaden sposób nie będą potrafili się stamtąd wydostać. Oczywiście był to stek bzdur, ale jakaś dwójka wzięła do ręki sztylety i z bojowym okrzykiem ruszyła w obronie swojego życia. Chejron wkroczył w ostatniej chwili, ale z tego co pamiętam dowcipnisie musieli niańczyć tamtą dwójkę dzieciaków przez resztę wakacji (włączając w to wszystkie zajęcia i czas wolny.)
- Wyglądasz wtedy jak bogini, Melanio. Masz w oczach blask, pasję, której nie da się zabić. Zmarszczone brwi kiedy nie wiesz jak ubrać coś w słowa. Uśmiech na twarzy kiedy mówisz o swoich ulubionych utworach. A całe twoje ciało krzyczy, że kiedy mówisz o muzyce to mogłabyś unosić się nad ziemią kilkanaście cali. Uwielbiam kiedy z wypiekami na twarzy starasz się przekazać mi rzeczy dzięki, którym nigdy cię nie zapomnę. Tylko za tą pasję, mógłbym cię pokochać.


***

Moje dzieci uwielbiają Simona. Jest ich ulubionym wujkiem, bo zawsze ma dla nich jakiś prezent. Jest też jedyną osobą, która utrzymuje z naszą rodziną regularny kontakt. Do tego grona można by wliczyć moich teściów, ale to jest bardziej wymuszone stwierdzeniem, że dzieci powinny mieć dziadków, a święta powinno się spędzać razem. Wiąże się to z tym, że nie akceptują mnie i błędów mojej młodości gdzie główną rolę grał ich ukochany syn.
Rodzice Ryana są święcie przekonani, że to ja zerwałam z nim wiosną w dziewięćdziesiątym piątym, widzieli jak ich syn był załamany i to wystarczyło by mnie znienawidzić. Trzymają urazę dłuższy czas niż ja byłabym wstanie kochać ich jedyne dziecko.
Rodziców Ryana i Simona łączy jedna rzecz: doskonale wiedzą, że to małżeństwo to porażka. Milczą na ten temat, ale spojrzenia i urwane zdania w połowie dają jasno do zrozumienia co sądzą o naszej zabawie w rodzinie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że mój brat nigdy nie spotkał się z rodzicami mojego męża.
  • Kochanie, wróciłem!
Simonowi, nie umyka jak mimowolnie moje usta wyginają się w grymas kiedy słyszę krzyk mojego męża z przedpokoju. Sam reaguje na to teatralnym odruchem wymiotnym, na co oboje wybuchamy śmiechem. Przez krótką chwilę czuje się jakbyśmy znowu mieli piętnaście lat, siedzieli przy obiedzie i śmiali się z nieudanych podejść Pana D. do alkoholu. Wszystko to znika wraz z wejściem Nicka do kuchni.
  • Simon, nie wiedziałem, że wpadniesz na obiad.
  • Stęskniłem się za dzieciakami.
Brat wzrusza lekko ramionami i umyślnie unika podania mojemu mężowi ręki, udając, że znalazł coś ciekawego w kubku z herbatą. Widzę jak Nick zaciska szczękę i podchodzi do mnie by pocałować mnie mechanicznie w policzek na przywitanie. Nie odsuwam się jedynie dlatego, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia.
Przez chwilę w kuchni panuje niezręczna cisza, a ja nie wiedząc co mam zrobić jako idealna pani domu, o mało nie zaczynam podziwiać własnej kuchni, którą znam od dzieciństwa. Widzę jak Simon ostatkiem sił powstrzymuje się by nie zacząć kłótni z Nickiem kiedy widzi rozmazany ślad szminki na kołnierzu koszuli (zauważyłam go od razu kiedy wszedł do kuchni, ale moją jedyną reakcją było zanotowanie sobie w głowie, że trzeba wyrzucić tą koszulę i pod żadnym pozorem jej nie prać.) Naszym ratunkiem okazuje się dwójka urwisów ścigających się z autobusu szkolnego do drzwi kuchni, krzyczących od progu, że ich ukochany wujek przyjechał.

***


Czasami robimy coś co nigdy nie zostanie zaakceptowane przez naszych bliskich. Nieważne czy jest to coś nieistotnego - kupienie kolejnego kubka do ledwo mieszczącej się w kuchni ogromnej kolekcji czy sprzedanie domu i wyruszenie w nieznane.
Simon nie akceptował wielu moich wyborów: od nocnych spotkań z Ryanem po planowanie ślubu z Nickiem. Najdziwniejsze w tych sytuacjach jest to, że gdy robiłam coś głupiego i nieodpowiedzialnego zawsze towarzyszyli mi w tym mężczyźni. Chociaż nigdy nie mogłam powiedzieć, że byłam otaczana przez chłopców, którzy patrzyli się na mnie jak w obrazek. Byłam typem chłopczycy, a mój nieśmiały charakter przy nowo poznanych osobach bardziej zniechęcał niż zachęcał do bliższej znajomości.
  • To może ta?
Stałam przed Simonem w kolejnej - piątej jeśli dobrze liczyłam - sukni ślubnej, ale żadna nie dostała pozytywnej oceny od jury w skład, której wchodził mój brat i ekspedientka salonu sukien ślubnych.
  • Wyglądasz w niej jak beza.
Ekspedientka przemilczała komentarz Simona, ale też nie odezwała się jak wcześniej, że wystarczyło by kilka krawieckich poprawek i suknia leżałaby na mnie idealnie. Uznałam to za znak, że jest naprawdę źle.
Z ciężkim westchnieniem i opuszczonymi ramionami odwróciłam się w stronę luster. Widziałam dwudziestoczteroletnią Melanie Regent - przyszłą panią Brent - dziewczynę, która zamiast cieszyć się, że wychodzi za mąż, wybór wymarzonej sukni uważała za największą katorgę. Chciałam żeby tak nie było i doskonale wiedziałam co mogło zmienić moje nastawienie do tego wszystkiego.
Jeden mały szczegół. Jedna osoba.
W moich oczach od razu stanęły łzy. Na myśl o tym, że to Ryan klęknąłby kilka tygodni temu przede mną z pierścionkiem w ręku, a nie Nick Brent, powodowało we mnie dreszcze. Byłabym wtedy najszczęśliwszą dziewczyną na świecie i pewnie namówiła McCrota do szybkiego ślubu w Las Vegas. Nickowi nawet o tym nie wspominałam. Wyśmiałby mnie wtedy i powiedział, że osobie z jego reputacją coś takiego nie przystoi. Ślub miał być wielkim wydarzeniem, a ja zachowałabym się jakbym szykowała się na własny pogrzeb.
  • Nie płacz.
Poczułam ciepło ręce Simona oplatające mnie w pasie. W lustrze zobaczyłam jak kobieta małymi kroczkami usuwa się w inną część sklepu, by dać nam trochę przestrzeni. Przymknęłam oczy czując na policzku blond włosy brata i dając sobie chwilę na uspokojenie się. Musiałam być silna choć czułam jakby wszystkie moje pokłady energii w zastraszającym tempie uciekały mi przez palce. Jedyne na co miałam siłę to płacz i katowanie się wspomnieniami, które oprócz bólu nic innego nie przynosiły.
  • Czy to się kiedyś skończy?
Nie wiedziałam o czym konkretnie mówię. Czy o bólu, cierpieniu i hektolitrach łez, które wypłakałam czy jeszcze o czymś innym. Simon przez chwilę był zdziwiony moim pytaniem i tak samo jak ja nie wiedział co mam na myśli. Po chwili poczułam jak znowu się rozluźnia, a jego ręce ściskają mnie mocniej.
  • Wszystko się kiedyś kończy. Musisz po prostu o tym pamiętać i się nie poddawać. Musisz walczyć, Mel. Niezależnie od tego jakie przeszkody życie rzuca ci pod nogi. Bogowie może i nas nienawidzą, ale jedno muszą nam przyznać. Walczymy do samego końca.

***


Ryan twierdził, że jestem jego Aniołem Stróżem. Ja natomiast za swojego obrońcę uważałam Simona. Świat chyba właśnie na tym polegał, że każdy musi znaleźć w życiu kogoś kogo będzie mógł nazwać swoim opiekunem.
Kiedy wracałam z nocnych rozmów na plaży z Ryanem, Simon przeważnie na mnie czekał. Chciał mieć pewność, że McCrot nic mi nie zrobi i dotrę bezpiecznie do łóżka. Zawsze mu powtarzałam, że starszy chłopak by mnie nigdy nie skrzywdził, ale Simon jakoś nie był tym uspokojony. Dopiero po tych feralnych wakacjach, dowiedziałam się, że Ryan i mój przyrodni brat mieli wspólną dość barwną przeszłość. Z tego co udało mi się wywnioskować to zanim trafili razem do Obozu przeszli dość ostrą przygodę w San Francisco.
Simon nie rozumiał jednego, a ja nie umiałam mu wtedy tego jasno wytłumaczyć. Ciągle pytał mnie co takiego jest w Ryanie McCrocie i w naszych nocnych schadzkach. Nie zdawał sobie sprawy, że wtedy byłam w oczach syna Hermesa kimś więcej niż głupiutką dziewczyną. Stawałam się powierniczką jego sekretów, współtowarzyszem niedoli i wspólnikiem w szalonych pomysłach. Byłam przyjacielem.
Ja sama czułam się wtedy jakbym unosiła się kilka centymetrów nad Ziemią i mogła dosięgnąć Nieba. Właśnie w takim stanie wracałam do domku. Pijana ze szczęścia. Wypełniona emocjami, o które nigdy bym się nie podejrzewała. Gotowa stanąć do walki z samym bogiem wojny.
To wszystko oczywiście znikało zaraz po śniadaniu kiedy musiałam patrzeć jak Francisca przytula się do Ryana, a ja znowu stałam się niewidzialna.
Właśnie dlatego Simon był przeciwny moim spotkaniom z McCrotem. Widział jak gaśnie we mnie to szczęście, którym byłam pijana jeszcze kilka godzin wcześniej. Jak z roześmianej dziewczyny stawałam się kukłą robiące te same mechaniczne ruchy.
Simon widział we mnie Feniksa, który w ciągu kilku godzin z pięknego magicznego ptaka przemieniał się w kupkę popiołu. Ja sama odczuwałam to jak system odstawienia. Uzależniłam się od Ryana McCrota w tak krótkim czasie, że gdzieś w podświadomości musiałam wiedzieć jak to się skończy.
Bo nawet Feniksy nie są nieśmiertelne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz