Troszeczkę
was zaniedbałam, ale to wszystko wina Sesji. Wykładowcy poupadali
na głowy i nie miałam na nic czasu ani chęci, bo jedyne co mogłam
czytać to notatki z wykładów, na które nie chodziłam i
odpowiadać na pytania, na które nie znałam odpowiedzi.
Chce
to zakończyć w dwóch rozdziałach. To jest przedostatni rozdział
Modlitwy i jedyne co nas czeka to Rozdział 11 i Epilog. Chyba, że
chcecie taki Dodatek jak Prosto w Ogień? Mogę coś takiego zrobić,
nie ma problemu ;)
***
Czy
matki nie wycierpiały zbyt wiele? Czy strach o życie własnego
dziecka to nie wystarczająca katorga dla duszy? Każda matka się
martwi. Ale co ma powiedzieć kiedy jej dziecko jest herosem? Czy
strach nie zmienia się w przerażenie?
Dopiero
kiedy zostałam matka zrozumiałam to wszystko. Czułam lek i rozpacz
kiedy widziałam plączącą córkę. Nie wyobrażam sobie co musiała
czuć moja mama kiedy oddawała mnie w ręce Chejrona. Czy
spodziewała się jak to na mnie wpłynie? Jak się zmienię przez to
wszystko? Obiecałam jej przecież, ze wrócę do domu. I zrobiłam
to, ale nie byłam już ta sama Melanią Regent.
Wiem,
ze mówiłam wam o tym kilkanaście razy i możecie być tym
wszystkim znużeni, ale chcecie znać zakończenie tej historii.
Ale
o czym właściwie ona jest?
O
tym jak miłość do Ryana mnie zabiła?
Czy
słuchacie mnie tylko po to by wiedzieć czy Ryan wrócił po mnie?
Czy
kiedy pojechałam w kolejne wakacje na Obóz Herosów spotkałam go
tam?
Odpowiedz
brzmi nie. Nie mamy z Ryanem szczęśliwego zakończenia. Chyba nigdy
nie było nam ono pisane, a to wszystko co się wydarzyło było
błędem popełnionym przez bogów.
Może
zabrzmieć to melodramatycznie ale każda osoba, którą kiedyś
pokochałam, pewnego dnia mnie opuściła.
Ryan
zrobił to, bo wiedział, ze pewnego dnia będzie musiało to
nastąpić. Modlę się, ze zrobił to z jakiegoś większego powodu
niż strachu. Że nie przestraszył się konsekwencji jakie niesie
życie ze mną. Nigdy nie obiecywał mi miłości, aż po grób, ale
ja zrobiłam to za nas dwoje. Pójdę to Hadesu z jego imieniem
wyrytym w moim sercu.
Przed
Ryanem było jeszcze dwóch mężczyzn, którzy mnie opuścili.
Pierwszym z nich był mój ojciec. Apollo zrobił to kiedy miałam
dwa miesiące. Mama rzadko o nim mówiła, ale jak udało mi się ja
namówić na rozmowę o ojcu, zawsze powtarzała, ze to był
najlepszy rok jej życia. A później zostałyśmy tylko we dwie.
Nigdy
z nim nie rozmawiałam i nawet teraz nie wiem czy miałabym odwagę
stanąć z nim twarzą w twarz. Nie chodzi o to, ze jest bogiem, ale
o to, ze dla mnie to obcy człowiek. Nigdy nie odczułam za mocno
braku ojca w moim życiu. O wiele bardziej bolał brak ukochanej
rodzicielki.
Drugim
mężczyzną, który mnie opuścił był Nick.
Mimo
że dla niektórych jesteśmy jednym z lepszych małżeństw, czuję,
że straciłam go kilkanaście lat temu. I on tracił mnie za każdym
razem kiedy szedł do łóżka z inną kobietą. Nie mam siły na
myślenie, że to moja wina. Sąsiadka z naprzeciwka może mi
zarzucić, że skoro Niccky mnie zdradza to ja nie spełniałam
swojego obowiązku jako żona. I może gdybym miała siłę to
zaczęłabym się z nią kłócić. Ale jedyne na co mnie stać to
zmarszczenie brwi i odwrócenie się na pięcie, rzucając przez
ramię oschłe pożegnanie. Może to uznać za moją przegraną, ale
wszyscy oni znają tylko część prawdy. Reszta należy do mnie,
Ryana i Nicka. Nasza gorzka tajemnica, która pojawiła się w
momencie kiedy musiałam wybierać między bycie żywą, a zakochaną.
Pewnie domyślacie się co wtedy wybrałam.
***
Moja
mama umarła w szpitalu. Przykryta sztywną kołdrą i podłączona
do kilku aparatur monitorujących jej życie. Blada z sińcami pod
oczami. Wychudzona i z chustą na głowie, która miała usunąć
dyskomfort jaki pojawił się kiedy włosy wypadły podczas pierwszej
chemioterapii.
Z
grymasem bólu, który pojawiał się kiedy przychodziła nowa fala
bólu. Ze łzami w oczach, bo wiedziała, że koniec jest bliski.
Niektórzy
twierdzą, że ludzie na onkologii wiedzą, że czeka ich śmierć.
Owszem wiedzą, bo to jedyny sposób w jaki możesz wyjść z
szpitala. W ciemnej trumnie, z nogami do przodu otoczona zapłakaną
rodziną, która musi asystować pracownikom z zakładu pogrzebowego.
Zamknięta
w ciemnym pudle, z którego nie ma wyjścia.
***
Moja
mama umarła w samotności. Nie było mnie wtedy przy niej i nie
mogłam usłyszeć jej ostatnich słów przed śmiercią. Ostatnie
wspomnienie to nasza rozmowa i moja obietnica. Obiecałam jej, że
się poddam.
Ja,
Melanie Regent w dniu dwudziestego drugiego kwietnia, dwa tysiące
drugiego roku przysięgam na wszelkie bóstwa, że się poddaję. Nie
będę już ryzykować własnym życiem. Nie będę żyć tylko dla
siebie, ale przede wszystkim dla bliskich mi osób. Stanę się
przykładną żoną i matką, a przeszłość zostanie pogrzebana.
Pewnie
macie to za totalny absurd. Nie możecie zrozumieć czemu zgodziłam
się obiecać coś takiego umierającej matce. Nie chodzi o to, że
była na skraju śmierci i chciałam w ten sposób ją zadowolić.
Moja mama mnie kochała i chciała dla mnie jak najlepiej. Cierpiała
wtedy kiedy ja cierpiałam. Płakała kiedy ja płakałam. Śmiała
się razem ze mną. Była najważniejszą kobietą w moim życiu i
nikt nigdy mi jej nie zastąpi.
Kiedy
urodziłam pierwsze dziecko – córeczkę, która miała moje oczy i
nos Nicka, obiecałam, że będę się starać być dla niej
najlepszą matką. Patrząc na nią dzisiaj mogę być pewna, że
moja mama byłaby ze mnie dumna. Wychowałam te małe Anioły
najlepiej jak potrafiłam, dając z siebie wszystko co mogłam. Bóg
mi świadkiem.
Oczywiście,
że starałam się sprostać tej obietnicy. Ale przeszłość –
moja przeszłość – nie była taka łatwa do zapomnienia. Każda
najgłupsza rzecz przypominała mi Ryanie, a wtedy nic nie potrafiło
zatrzymać tej karuzeli wspomnień.
Wiem,
że ta obietnica w pewnym sensie miała mnie chronić. Mama nie
chciała dla mnie tego samego losu jaki ona miała. Losu kobiety
samotnie wychowującej dziecko, które ojciec zniknął w dziwnych
okolicznościach. Losu kobiety otoczonej przez lata plotkami, które
nijak miały się do prawdy. Losu nieszczęśliwie zakochanej kobiety
w mężczyźnie, który nigdy nie będzie mógł być jej .
Oczywiście, że to się nie udało. Ale chociaż próbowała i to
jest dla mnie najważniejsze. Stara się dać mi życie, na które
zasługuje każde dziecko. To samo starałam dać się moim dzieciom.
Nicky też się starał. Ale dla niego to było równoznaczne z
przelewami na konto bym mogła dzieciom kupić wszystko co potrzebne
i przynoszeniem prezentów kiedy wyjeżdżał na konferencje ze swoją
asystentką.Oni oczywiście byli zachwyceni każdym podarunkiem,
a ja cieszyłam się widząc ich szczęście z powodu tego, że
ojciec o nich pamiętał i jest w końcu w domu.
Oczywiście
wszystko to zwaliło się w ciągu sześciu miesięcy.
***
Miałam dbać o
szczęście rodziny. Miałam być ogniskiem domowym i pilnować by
wszystko było takie jak trzeba. Starałam się i robiłam to
wszystko by móc pewnego dnia powiedzieć sobie, że coś w życiu
osiągnęłam. Mam męża, cudowne dzieci i całkiem udane życie na
przedmieściach miasta, w jednym z tysięcy osiedli domków
jednorodzinnych.
To wszystko zostało
zniszczone w ciągu sześciu miesięcy. Pewnie zastanawiacie się co
może się stać podczas tych kilku miesięcy? Tyle trwa
bezproblemowy rozwód. Rozwód bez orzeczenia o winę, bez podziału
majątku, bo Nicky oddał mi wszystko – samochód, wolność,
alimenty i prawo do majątku. Ja za to dałam mu czas na
wyprowadzenie się i możliwość spotykania się z dziećmi w każdy
weekend. Uznałam, że to właściwe i ich ból nie będzie taki duży
kiedy spędzą z ojcem dwa dni w tygodniu.
Rozstaliśmy się
jakbyśmy nigdy się nie kochali. Ale ja pamiętam te szczenięce
uczucie, która trawiło moje serce i płuca na jego widok z różami
w ręku. Pamiętam cicho szeptane obietnice i deklaracje o wiecznej
miłości. Pamiętam odciski ust pomalowanych wściekle czerwoną
szminką na kołnierzu jego wyjściowych koszul, które zrobiły mu
nowe sekretarki. Pamiętam tą oziębłość jaka pojawiła się w
moim sercu kiedy przypadała nam dziesiąta rocznica ślubu, a jedyne
co od niego dostałam to wysadzany szafirami naszyjnik – za gruby,
ciężki i drogi jak na mój gust i suche Kocham cię,
Mel wyszeptane do ucha.
To wszystko zostało
pogrzebane w momencie kiedy oboje podpisywaliśmy dokumenty
rozwodowe. Moje wszystkie obietnice zostały zerwane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz