Kiedyś piłam więcej.
Kochałam mocniej. Czułam bardziej. Mogłam wstać o trzeciej w
nocy, zaparzyć herbatę, którą wlałam do filiżanki (ale bez
spodka, bo po co komu spodek?) i zapalić papierosa na tarasie. Nie
przeszkadzał mi fakt, że jest jesień, a ja jestem w cienkiej
jedwabnej koszuli nocnej. Byłam wtedy sama ze swoim demonami
przeszłości. Mogłam dać im się połknąć i nikt nie był w
stanie mnie uratować. Przyznaję, że wcale nie chciałam ratunku.
Nie potrzebowałam ocalenie od osób, które przyczyniły się do
mojego upadku. Mogłam podnieść się sama - zgasić papierosa,
wziąć ostatni łyk herbaty i narzucić ciepły koc na ramiona - ale
nie widziałam żadnej motywacji by to zrobić. Nie widziałam
powodu, dla którego mam żyć. O śmierci mogłam tylko pomarzyć,
bo strach przed Hadesem był zbyt duży.
Aż pewnego dnia wszystko
się zmieniło.
Mogłam znów zacząć
oddychać pełną piersią, śmiać się szczerze i zasypiać w
ramionach ukochanego mężczyzny. Miałam wszystko i nic
jednocześnie.
Ale zacznijmy od początku
dobrze?
Dotarliście ze mną, do
samego końca, to wytrwacie jeszcze ten jeden raz. A co będzie
potem? Każdy wróci do swoich zajęć. Ja skończę spisywać tą
historię i kiedyś przekaże to osobie, która będzie wiedziała co
z tym zrobić. Pewnie oddam to córce, by poznała przeszłość
własnej matki. Przeszłość, która miała wpływ również na jej
życie.
A wy co zrobicie? Pewnie
dopijecie swoją herbatę w filiżance ze spodkiem, westchniecie
głęboko i powiedziecie kilka pustych, ale przyjemnych dla ucha
frazesów na pożegnanie. Możecie to sobie darować, bo to nie nasze
ostatnie spotkanie. Pewnie kiedyś się spotkamy przypadkiem czy to w
sklepie czy na przystanku autobusowym. Możecie udawać, że mnie nie
widzicie, bo spojrzeć kobiecie prosto w oczy po tym jak podzieliła
się z wami historią życia i stanęła naprzeciwko was obdarta ze
wszystkich tajemnic, kłamstw i pół-praw, jest naprawdę ciężko.
Czujecie wstyd? Nie
powinniście go czuć.
Boicie się? Ale czego?
Rozumiem, nachodzą was
myśli, jak to by było gdybyście to wy to przeżyli. Te cudowne
chwile i pełne płaczu noce. Ale musicie mi przyznać, że każdy z
was marzył kiedyś o takiej miłości. Ja myślałam, że taką
miłość przeżyłam z Nickiem, ale byłam w błędzie. To nie była
miłość, dla której byłam gotowa zginąć. To nie była miłość
dzięki, której moje serce biło mocniej na samo usłyszenie jego
imienia w tle rozmów innych osób. To nie była miłość, gdzie
moje policzki pokrywał rumieniec kiedy jego ręce błądziły po
moim ciele podczas tańca. To nie była miłość, gdzie budziłam
się z jego imieniem na ustach i nadzieją, na to, że będzie
pierwszą osobą jaką zobaczę po przebudzeniu i ostatnią przed
oddaniem się w ręce Morfeusza. To nie była miłość, gdzie
szeptane Kocham cię powodowało
wstrzymanie oddechu i dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
To
chyba w ogóle nie była miłość.
Ale
przysięgałam mu - przed Bogiem, ojcem i samą sobą - miłość,
wierność i uczciwość małżeńską, aż do śmierci.
Złamaliśmy
każdą z tych obietnic.
Miłość.
Nie kochałam Nicka. Nie tak jak on by tego chciał, a ja po prostu
nie umiałam inaczej. On na początku się starał, ale później -
kiedy dotarło do niego, że nie warto - poddał się.
Wierność. Nick
mnie zdradzał. O wiele piękniejszymi, młodszymi i chętnymi
kobietami. Jeśli czekanie na innego mężczyznę i pragnienie go w
myślach, jest zdradą, to nie jestem lepsza od mojego byłego męża
Uczciwość małżeńska.
Nawet wtedy kiedy nie byliśmy
jeszcze małżeństwem, to uczciwość w naszym związku nie była
czymś naturalnym. Ja udałam, że go kocham. On udawał, że mu na
mnie zależy. Oboje zbudowaliśmy nasze wspólne życie na kłamstwie.
***
- Możemy porozmawiać?
Z
byłym mężem zachowywaliśmy się jak cywilizowani ludzie.
Staraliśmy się nie przebywać w swoim towarzystwie więcej niż to
jest potrzebne. Dzieci to rozumiały i akceptowały, że rodzice nie
będą się wiecznie kochać, ale nasza miłość do nich nigdy się
nie skończy. Weekendy spędzały z tatą, a w wyjątkowych
sytuacjach na kilka godzin znowu stawaliśmy się pełną rodziną i
wychodziliśmy gdzieś wszyscy razem. Nie miałam dzisiaj zamiaru
nigdzie z nimi jechać.
- Dzieci zaraz przyjdą, chłopcy czegoś zapomnieli, a młoda suszy włosy.
- Nie o to mi chodzi.
Patrzyłam
na Nicka ubranego w drogi garnitur i jasnoniebieski krawat stojącego
na ganku mojego domu. Ja sama siedziałam na bujanym fotelu z dużym
kubkiem kawy i w rozciągniętym swetrze. Była dziewiąta rano i z
tego co się zorientowałam to mieli w planach jazdę na jakiś
festyn w parku na północ od domu.
- Dzwonił do mnie Simon i pytał się czy masz jakieś plany z nami na dzisiaj. Był strasznie tajemniczy, a w tle słyszałem jakieś krzyki.
Moją
jedyną reakcją było uniesienie wysoko brwi i wzięcie dużego łyku
kawy. Nie miałam pojęcia co może się dziać z Simonem, ale
zaczęłam się martwić w momencie kiedy uświadomiłam sobie, że
usłyszane przez Nicka krzyku w tle mogły być odgłosami walki.
Simon był dla mnie prawdziwym przyjacielem, bratem, powiernikiem
sekretów i lęków.
Nie
mogłam go stracić. Zawsze mnie wspierał - czy to przy wychowywaniu
bliźniaków czy podczas rozwodu z Nickiem. Był przy mnie zawsze
kiedy go potrzebowałam, a teraz kiedy on może umierać mnie przy
nim nie ma. Gonitwa myśli była coraz bardziej widoczna na zewnątrz.
Przez mój urywany oddech i zawieszenie się na jednym odległym
punkcie, Nick zaczął mnie uspokajać i mówić niemożliwą ilość
tanich frazesów, tylko po to żebym się uspokoiła. Simon mógł
być w niebezpieczeństwie, a ja siedzę z kubkiem kawy i nic nie
robię. Nie umiem mu pomóc. Mój sztylet jest ukryty głęboko w
szufladzie razem z biustonoszami i zbroją.
Nie
wiem czy umiałabym znowu stanąć do walki, chociaż wiele razy
słyszałam, że walka białą bronią jest jak jazda na rowerze -
nigdy się jej nie zapomni. Czy mogę być wyjątkiem od tej reguły?
Czy mogą zapomnieć ból jaki następuje po zabiciu potwora? Wiem,
że to stworzenie z dna Hadesu chciało mnie zabić, ale przyjęło
postać miłego starszego pana, który wydał nam klucz do pokoju
siedemnastego. Kiedy strzeliłam mu prosto w serce, widziałam twarz
tego mężczyzny nie potwora, który chciał nas zabić i zjeść.
Czy to znaczy, że patrzyłam na świat jak zwykły śmiertelnik czy
heros? I które z tych punktów widzenia szybciej sprowadziło na
mnie śmierć?
Energiczne
trąbienie samochodu wyrwało mnie z tego przerażającego letargu w
jaki wpadłam. Na osiedlu gdzie mieszkaliśmy było cicho i
spokojnie. W większości domów wychowywały się małe dzieci więc
na kilka lat mieliśmy spokój z wszelkimi imprezami. Było coś
uspokajającego w wesołym śmiechu dzieci skaczących na ogrodowej
trampolinie z przyjaciółmi.
Trąbienie
powtórzyło się jeszcze raz, co pomogło mi całkowicie skupić się
na stojącym na naszym podjeździe. Kiedy zobaczyłam twarz Simona w
szybie od strony kierowcy, ulżyło mi. Uśmiechał się szeroko i
machał ręką żebym do niego podeszła. A ja jedyne co byłam w
stanie zrobić to odstawić kubek na stolik stojący obok i stanąć
na proste nogi. Dojrzałam wtedy, że w samochodzie jest ktoś
jeszcze. Jakiś mężczyzna siedzący na miejscu pasażera. Nie
mogłam dojrzeć twarzy, ale serce wiedziało za mnie i zaczęło bić
w szalonym tempie. Może naoglądałam się za dużo filmów
romantycznych między prasowaniem koszulek z logiem Marvela dla
synów, a ręcznym praniem pierwszych biustonoszy córki.
- Kto to jest z Simonem?
Jak
przez mgłę usłyszałam pytanie Nicka. Krew szumiała mi w uszach i
nie miałam pojęcia od czego. Może kawa na czczo z papierosem nie
była zbyt dobrym pomysłem. Nie umiałam odpowiedzieć byłemu
mężowi, bo gdybym przyznała się do dziecinnych marzeń, jeszcze
bardziej straciłabym w jego oczach.
Przymknęłam
na sekundę oczy, by upewnić się, że nie śpię, ale trzask
zamykanych drzwi od samochodu spowodował, że otworzyłam je
szeroko. Mój brat wysiadł z auta i oparł się o szybę tak, że za
nic nie mogłam dostrzec kto siedzi w środku. Simon uśmiechnął
się szeroko i skinął głową na przywitanie. Biła od niego taka
radość i aura zwycięstwa, że czekałam na moment kiedy zacznie
skakać w górę i wyciągnie ręce w triumfalnym geście.
Sekundy
mijały i nic się nie działo, a ja denerwowałam się coraz
bardziej. Nie mogłam się ruszyć, a tak bardzo chciałam zaspokoić
swoją ciekawość. Nick był bardziej opanowany niż ja i zaczął
powoli schodzić z werandy i iść w stronę samochodu Simona. Nie
miałam pojęcia co zrobi pierwsze. Przywita się z nim czy zajrzy
przez przednią szybę, by zobaczyć kto siedzi w środku na miejscu
pasażera. Może z mimiki jego twarzy byłabym w stanie coś
wywnioskować.
Ale
zanim to wszystko się stało, drzwi auta zaczęły się powoli
otwierać. Nick stanął w połowie drogi dzielącą wejście do
domu, a samochód mojego brata. Słyszałam jak w środku domu, cała
trójka biegnie po schodach żeby przywitać się z ukochanym wujkiem
Simonem.
I to
była właśnie ta chwila.
Ryan
McCrot wysiadł z samochodu.
Ciężkie
buty uderzyły o szarą kostkę brukową.
Nie
widziałam jego twarzy, nie umiałam powiedzieć jak bardzo się
zmienił przez te ponad dwadzieścia lat. Czy nadal chodził w
skórzanych kurtkach, a jego oczy miały ten niesamowity błysk?
Nagle
zaczęłam się denerwować jak sama wyglądam. Mam świadomość
tego, że sama się zmieniłam - postarzałam, trochę przytyłam po
trzech ciążach, a w moich włosach zaczęły się pojawiać siwe
pasma. Głupie myśli przelatywały mi przez głowę, a powinnam się
skupić na chwili, która właśnie trwała.
Na
moim szalejącym sercu, trzęsących się rękach i uśmiechu, który
pojawił się na mojej twarzy całkiem mimowolnie.
I
wtedy ujrzałam jego twarz.
Trochę
zmienioną, z pasmami siwizny na dwudniowym zaroście. Stanął przy
masce samochodu, z założonymi rękoma na klatce piersiowej. Patrzył
się na mnie z tym błyskiem w oczach, który powodował, że stałam
się znowu zawstydzoną piętnastolatką.
Nie
mogłam od niego oderwać wzroku, czułam się jak zaczarowana. Po
prostu patrzyliśmy na siebie, stojąc od siebie kilka metrów. Po
dwudziestu dwóch latach znowu mogłam spojrzeć w te lazurowe oczy,
poczuć perfumy Ryana i poczuć jego bijące serce. Stał ode mnie
kilka metrów, a ja nie byłam w stanie zmniejszyć tego dystansu.
Stałam jak wmurowana na ganku domu i po prostu patrzyłam.
Widziałam
tylko powoli zbliżającego się Ryana. Sama nie wiem, ale w którymś
momencie zaczęłam biec w jego stronę, by za chwilę wpaść mu w
ramiona. To była jak scena z komedii romantycznej, ale okazało się
to moją rzeczywistością. Nie snem, który zaraz zmieni się w
koszmar, ale prawdziwy świat.
Znów
poczułam to ciepło, oddech w swoich włosach i cicho szeptane moje
imię. Czułam się bezpiecznie, a to uczucie przyćmiewało wszystko
inne.
Gdybym
mogła zatrzymałabym tą chwilę.
***
- Chciałbym wykrzyczeć całemu światu, że cię kocham. Ale mój cały świat leży w moich ramionach i jedyne co muszę to wyszeptać ci do ucha, że Kocham Cię, Melanio.
Byliśmy
w tym samym łóżku, pokoju, hotelu co wtedy. Leżeliśmy nadzy i
upici własnym szczęściem. Byliśmy wolni i jednocześnie
zniewoleni przez swoją obecność i dotyk na nagim ciele. Wszystko
przypomina mi tamtą noc.
Nasza
podróż - ucieczka - trwała w najlepsze, ale chyba oboje byliśmy
zmęczeni i potrzebowaliśmy chwili wytchnienia. Ja sama miałam dość
skórzanych foteli samochodu i jedzenia hamburgerów na stacji
benzynowej w trakcie postojów na rozprostowanie nóg i zatankowanie
pustego baku. Chciałam się wyspać, zjeść śniadanie w
towarzystwie normalnych ludzi, a nie kierowców tirów. Wziąć długi
zimny prysznic by potem móc schować się w ciepłą pościel.
Czy
wymagałam za dużo?
- O czym myślisz?
- Pamiętasz?Nie musiałam dodawać nic więcej, bo wiedziałam, że Ryan będzie wiedział. Widziałam jak przymyka oczy i uśmiecha się delikatnie i przytula mnie mocniej. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach, z głową ułożoną na jego klatce piersiowej, czując pod sobą bijące serce mężczyzny, dla którego oddałam wszystko co miałam.
- Pamiętam dużo rzeczy. Nigdy nie zapomnę tej nocy. Nocy podczas której oddałaś mi siebie i utraciłaś swoją niewinność. Stałaś tam - wskazuje miejsce między łóżkiem, a drzwiami prowadzącymi do łazienki - niepewna w moim podkoszulku i z mokrymi włosami po prysznicu. Jak ja byłem tam gdzie teraz i podziwiałem cię. Byłaś niepewna i jednocześnie wiedziałaś co się stanie tej nocy. No może nie do końca. Nie mogłaś przewidzieć, że recepcjonista, który wydał nam klucz do pokoju okaże się potworem, który będzie chciał nas zabić. Ale zabiłaś go, Melanio! Strzeliłaś mu prosto w serce, z mojego pistoletu, chociaż nie miałaś pojęcia, że w środku jest kula, która go zniszczy. Nie byłaś wtedy przestraszoną dziewczyną, która tęskniła za wszystkimi utraconymi rzeczami z czasu kiedy nie wiedziałaś o swoim przeznaczeniu, byłaś wojowniczką. Stałaś się wtedy prawdziwym herosem.
- Byłam przerażona. Widziałam po raz pierwszy potwora. On chciał nas zabić, a ja tak bardzo chciałam żyć. Chciałam zobaczyć jeszcze tyle rzeczy! Pragnęłam żebyś poznał moją mamę i żeby ona poznała ciebie. Osobę, którą kocham. Wiedziałam, że nie możemy zginąć. Nie chciałam wtedy umierać, bo nie wiedziałam gdzie trafię. Czy przed obliczę Stwórcy czy przed sąd Hadesu. Do tej pory nie wiem.
- Żyjemy, Melanio.
Wzięłam
głęboki oddech, by się uspokoić i przegonić z własnego umysłu
tamto wspomnienie. Tak, żyliśmy. To powinno być najważniejsze.
Nie wiem jak będziemy teraz żyć, ale zrobimy to. Skoro
przetrwaliśmy dwadzieścia dwa lata z dala od siebie - chorzy z
miłości do siebie, po zaledwie dwóch miesiącach znajomości.
- Co teraz będzie?
- Teraz będzie nasz początek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz