czwartek, 17 listopada 2016

Modlitwa IV

Przez moment zaczęłam zastanawiać się czy nie przestać pisać Pomódl się za mnie. W poniedziałek kiedy padnięta i z masą rzeczy do zrobienia, wzięłam laptopa i zaczęłam pisać, wiedziałam, że Melania nie odczepi się ode mnie dopóki nie napiszę słowa koniec pod epilogiem. Nie jest może to najlepsze, nie mogłam uzbierać tego w słowa i zaczęłam się powoli gubić, ale jest to pisane z sercem i od siebie, a to chyba najważniejsze.
Isabell22 - nie chciałabyś może sprawdzać rozdziałów, które wysyłałabym ci przed wstawieniem ich tutaj i na bloga? :) Co do kreacji głównych bohaterek w opowiadaniach i książkach. Myślę, że to kwestia charakteru, podejścia z jakim piszę autorka i wiekiem swoim jak i bohaterki.
Pozdrawiam i dziękuję z całego serducha za wszelkie komentarze :)
***

Chciałabym wam powiedzieć, że było mi łatwo się przystosować. Że nie miałam żadnych problemów, oporów i konfliktu sama ze sobą, ale nie będę kłamać. Było strasznie. Nie umiałam się odnaleźć w nowej rzeczywistości, do której zostałam wepchnięta tak nagle.
Po piętnastu latach znalazłam wytłumaczenie na wszystkie dziwne wypadki, które mi się zdarzały w dzieciństwie. Może nie było ono zbyt logiczne i była to kwestia bardziej wiary niż fizyki, ale ktoś w końcu mógł mi powiedzieć prawdę. Mama przez długi czas ukrywała przede mną fakt tego, że jestem herosem. Rozumiem, że nie mogła mi powiedzieć - bez żadnych konsekwencji i strachu, że mnie straci.
Ale czy to właśnie wtedy - w dziewięćdziesiątym piątym - tak się nie stało?
Ryzykowałam zbyt dużo i nie chodzi mi tutaj o własne życie - niezależnie jak bardzo jest kruche, ale o moją tożsamość. Wewnętrzne ja, które jest niezrozumiałe nawet dla mnie. Mimo że na wewnątrz wszystko jest w porządku to w głębi umierałam i umieram do tej pory. Uśmiecham się, robię zakupy i odrabiam lekcje razem z dziećmi. Ale wieczorami gdy Nick nadal jest w pracy, płaczę w poduszkę. Przyciskam twarz do poszewki w kwiaty, by żaden dźwięk nie wydostał się poza ściany sypialni. Niemy szloch opuszcza moje gardło i wtedy zawsze ogarnia mnie poczucie samotności. W takich chwilach pragnę nic nie czuć. Chcę aby te wszystkie przytłaczające uczucia, zniknęły. Wolę nie czuć nic, niż zbyt dużo i to jednocześnie. Jest tylko jeden problem - moje marzenia nigdy się nie spełniają.
  • Mamo? Wszystko okej?
    Patrzę w brązowe oczy syna. Ośmiolatek jest niepewny, a w ręku trzyma zeszyt z matematyki. Uśmiecham się delikatnie i staram się niezauważalnie zetrzeć łzy, które do tej pory spływały mi po policzkach. Nie chcę, aby syn widział, że płakałam. Nie chcę okazywać przy nim słabości, bo na razie jestem w jego oczach bohaterką i super-mamą, a one nie płaczą. Zbyt dużo łez wylałam przez całe życie, ale to nie powstrzymuję mnie od dalszego użalania się nad sobą. Bo jestem prawie pewna, że to właśnie robię - użalam się. Na naprawianie błędów i zmianę zdania, jest za późno.
  • Tak, skarbie. Z mamą wszystko w porządku.
  • To czemu płakałaś?
    Kucam przy chłopcu i staram się go przekonać za pomocą mocnego uścisku, który pozwala mi jednocześnie opuścić ostatnią łzę z kącika oka. Czuję jak drobne ręce obejmują mnie za szyję. Dzięki temu czuję się lepiej i dziękuję bogom za to, że obdarzyli mnie takim skarbem jakim jest mój syn. Kocham jego zaraźliwy śmiech, brązowe oczy i blond włosy, które skręcają się przy kocówkach. Jest małym aniołkiem i nie zamieniłabym moich dzieci na nic innego.
    Czasami żałuję, że nie podjęłam innych decyzji wtedy kiedy miałam na to okazję. Nie postąpiłam inaczej, nie wypowiedziałam kilku słów, które mogły zmienić bieg wydarzeń. Ale wtedy patrzę na śpiące bliźniaki i wiem, że tu jest moje miejsce na Ziemi. Przy nich i mężu.
  • Wiesz kochanie, mamy tak mają. Czasami są smutne i wtedy troszeczkę płaczą. Ale to nic takiego i nie musisz się martwić. Mamusia bardzo cię kocha i nigdy by nie chciała, abyś był smutny.
  • Ja też nie chcę, abyś była smutna. A jak dam ci buziaka to nie będziesz już płakać?
  • Oczywiście, skarbie.
Soczysty buziak od syna spowodował, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. I wcale nie był wymuszony, ani sztuczny. Kiedy patrzyłam w jego oczy widziałam iskierki radości. Nie było jeszcze żadnych cieni pod oczami, przekrwienia czy innych oznak zmęczenia. Na razie był moim ośmioletnim aniołkiem, który kładł się chwilę po ósmej i obejrzanej dobranocce. Pragnę by tak było zawsze. Aby moi synowie byli szczęśliwi, a przeszkody podrzucane im pod nogi, pokonywali razem.
  • Mamo, a pomożesz mi z tabliczką mnożenia?
    A do tej pory, zawszę będę obok nich, by ich wesprzeć.
***

Pewnie zastanawiacie się kim był dla mnie Nick Brent. Opowiedziałam wam o naszej słodkiej i niewinnej miłości. Dla nas obojga to była pierwsza miłość. Wspomniałam o drugiej szansie jaką dałam Nickowi po tym jak bez słowa wyjaśnienia mnie porzucił. I o tysiącu kolejnych błaganiach o wybaczenie, których zawsze mu udzielałam.
I wiecie też o Ryanie.
Obydwoje byli i są mężczyznami mojego życia.
Może to brzmi tandetnie i jak z taniego romansu, który czyta się w spokojne czwartkowe wieczory ( na pewno tak brzmi, nie ma co się oszukiwać, Melanio), ale taka jest prawda.
Nick Brent wprowadził się na na moje osiedle kiedy miałam trzynaście. Słodki chłopiec z sąsiedztwa, który rzucał kamyczkami w okno mojej sypialni o trzeciej w nocy, bo chciał obejrzeć ze mną spadające gwiazdy. Marzenie każdej dziewczyny, prawda?
Związek z nim były jak te spadające gwiazdy, które oglądaliśmy. Były piękne, świeciły jasnym światłem, ale kiedy zaczęły spać nie pozostawało po nich nic innego jak szare skamieliny.
Takie samo było nasze małżeństwo.
Wyszłam za mąż za Nicka Brenta i stałam się idealną żoną, matką i gosposią, bo nie miałam innego wyjścia. Jeśli myślicie, że zostałam zmuszona lub zaszłam w nieplanową ciążę to się mylicie.
Jedna część mnie - ta nieskażona szaleństwem jakie spowodował Ryan - chciała stać się żoną Brenta. Było to równoznaczne z bezpieczeństwem, stabilizacją i miłością z jego strony. Są,
A ta druga strona, pragnęła uciec sprzed ołtarza, bo byłam tylko przerażoną dwudziestolatką , która czuła, że popełnia życiowy błąd.

***

Czemu Nicky ze mną zerwał? Przez te trzy miesiące kiedy płakałam co wieczór w poduszkę i wymyślałam co nowsze powody nie widząc najprostszego, który miałam tak blisko. Ten powód mieszkał tuż obok, okna naszych sypialni były na przeciwko siebie. Patrzyłam na jej nieskazitelną twarz, poranną gimnastykę i wieczorny kącik piękności jaki robiła z koleżankami.
Sasha była epizodem. Tak przynajmniej mówił o niej Nick.
A ja głupia piętnastolatka, zakochana w nim kiedyś po uszy i z wiarą, że nic lepszego od Brenta mnie nie spotka, wybaczyłam mu zdradę.
Każda następna kobieta też była epizodem - ich imion już nawet nie pamiętam. Nick po pewnym czasie też przestał mi o nich mówić. Mogłam jedynie się domyślać - po śladach szminki na koszulach, zadrapaniach na plecach, których ja nie zrobiłam i zapachu mocnych damskich perfum w służbowym samochodzie.
Kiedyś Simon zadał mi pytanie jak mogę wybaczyć zdradę? Jak daję radę położyć się w łóżku obok mężczyzny, który kilka godzin wcześniej był z inną kobietą?
Nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć. Bo prawda nie przeszłaby mi przez gardło.
Wiecie jaki to uczucie? Nigdy nie byłam o niego zazdrosna i śmiało można wysunąć wniosek, że w takim razie nigdy go nie kochałam. To nie do końca tak. Kochałam Nicka, ale tak jak można oczekiwać po idealnej żonie, która czeka na męża z obiadem.
Moja miłość do niego, wypaliła się.
Kiedyś myślałam, że przyjedzie po mnie książę na białym koniu i zabierze mnie do swojego królestwa gdzie będzie mnie kochać do końca swoich dni. Jako mała dziewczynka marzyłam również o pięknym ślubie, do którego zaprowadzi mnie ojciec.
Te marzenia z czasem się wypaliły, spełniły czy zmieniły w bardziej realne. Tak samo było z moim małżeństwem i miłością do Nicka.
Nie byłam już małą dziewczynką, która śni na jawie. W lustrze widziałam dojrzałą kobietę z kilkoma zmarszczkami i rozciągniętym swetrze. Widziałam osobę, którą tak bardzo nie chciałam się stać kiedy miałam piętnaście lat. Niestety tak jak nie wszystkie nasze marzenia się spełniają, tak nasze wyobrażenia o sobie w przyszłości są niezgodne z oczekiwaniami.

***

Czy można kochać dwie osoby naraz? Czy nasze serce jest w stanie pomieścić tyle miłości, niepewności i strachu jakie wiąże się z kochaniem więcej niż jednego człowieka?
Istnieją różne odpowiedzi.
Matka kocha swoje dzieci.
Rodzeństwo kocha siebie nawzajem.
Mąż kocha swoją żonę (dopóki nie zacznie jej zdradzać, a spanie w jednym łóżku będzie polegało na leżeniu obok siebie podczas snu.)
Kobieta kocha mężczyznę, którego nie powinna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz