piątek, 31 marca 2017

Modlitwa VII

Mały poślizg z dodawaniem rozdziału, ale brakowało mi jednej sceny, która przerobiła się w taki słodki fluff, który bardzo fajnie mi się pisało, że aż nie miałam ochoty tego skończyć.
Jeśli ktoś wie czy w Cadillacach wyprodukowanych przed 1995 rokiem były wmontowane radia czy nie, niech mnie poprawi. Wydaje mi się, że były, ale cholera wie jak to się robiło z samochodami w latach 80.

***

Kilka razy wspominałam wam już o Las Vegas. O naszym wyjeździe, który okazał się ucieczką od rzeczywistości. Spaniu w tanich motelach, posiłkach na całodobowej stacji benzynowej, rozmowach i krzykach nad urwiskiem. To wszystko było jak nierealny sen tylko, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Świadczą o tym zdjęcia, blizna na plecach Ryana i pluszak wygrany w konkursie gier, który teraz leży zapomniany w kartonie w piwnicy.
Wiem, że te kilka dni było nam bardzo potrzebne, ale jednocześnie nic nie rani mnie bardziej niż przypomnienie sobie tego wyjazdu.

***

  • Przyszedłem się pożegnać.
  • Spóźniłeś się pół godziny i jedyne co mi mówisz to to, że przyszedłeś się pożegnać? Żartujesz?
To była naprawdę zła pora na nieśmieszne żarty Ryana. Moja ostatnia rozmowa z mamą przez Iryfon skończyła się płaczem i jeszcze większym zamętem w głowie niż mogłam sobie wyobrażać. Tuż przed wyjazdem do Obozu, obiecałam mamie, że we wrześniu wrócę do domu. Teraz - kiedy odkryłam to wszystko i zyskałam w życiu dwie wspaniałe osoby, miałam łzy w oczach na myśl o powrocie. Nie chciałam jej zranić, ale z drugiej strony szali było moje cierpienie i nie umiałam podjąć decyzji.
W tamtym momencie to chyba właśnie Ryan podjął ją za mnie. Zupełnie nieświadomie wybawił mnie z poczucia winy, które prędzej czy później by mnie dopadło.
  • Wyjeżdżam, Melanio.
Wyjeżdża. Mój niebieskooki Anioł Stróż z niesfornymi loczkami i uśmiechem, który powoduje, że nie wiem co mam powiedzieć, opuszcza mnie. Wtedy kiedy go najbardziej potrzebuje on znika i nie mam pojęcia kiedy znowu go zobaczę.
Może wydawać wam się to troszeczkę żałosne, że moja piętnastoletnią wersja tak przeżywała wyjazd chłopaka, który nawet nie był jej. Ale wy wiecie, że pojadę z Ryanem w tą szaloną podróż. A gdybyście nie wiedzieli? Czy nie czulibyście tej samej pustki i przerażenia jednocześnie, wypełniające wasze młode serce. Czy nie poświęcilibyście wszystko - naprawdę wszystko - by te słowa nigdy nie opuściły ust McCrota? Albo chociaż nie w takiej formie.
  • Nie, nie możesz. Nie możesz mnie teraz zostawić. Potrzebuję się, Ryan.
Mój głos się łamał kiedy patrzyłam w twarz chłopaka. Chciałam ją zapamiętać w najdrobniejszych szczegółach, ze wszystkimi małymi bliznami od źle naostrzonej maszynki do piegów na nosie. Chciałam móc patrzeć w te błękitne oczy (identyczne jak tafla jeziora za nami) codziennie - przed zaśnięciem i od razu po obudzeniu.
  • Muszę odpocząć od tego wszystkiego. Jestem już spakowany, a samochód stoi przy drodze na dole Wzgórza. Postaram się wrócić przed końcem Obozu, ale nie jestem pewien.
  • I mówisz mi o tym wszystkim właśnie teraz? W ostatniej chwili?
  • Tylko z tobą się pożegnałem i tylko ty wiesz, że wyjeżdżam...
  • Raczej uciekasz, Ryan! To zwykły akt tchórzostwa!
Widziałam grymas formujący kiedy wykrzyczałam mu prosto w twarz, że jest tchórzem. Jeśli skupić się tylko na tym aspekcie to ja też była tchórzem. Wiem, że nie powinnam mu przerywać, bo jedną z pierwszych niepisanych zasad naszych spotkań było, że słuchamy siebie nawzajem. Możliwe, że mnie trochę poniosło, ale miałam ku temu całkiem dobre powody.
  • To nie jest żadna ucieczka! To urlop, wakacje czy jak chcesz to sobie nazwij. A skoro sobie już wszystko wyjaśniliśmy to żegnaj Melanio.
Podświadomie liczyłam na coś więcej. Nickky często zabierał mnie na westerny do najbliższego kina i chyba naoglądałam się za dużo w tamtym czasie miłosnych uniesień pomiędzy poszukiwanym kowbojem, a samotną pensjonariuszką. Ryan McCrot nawet mnie nie dotknął, a jego głos, aż paraliżował. Chociaż gdybym przyjrzała się uważniej dostrzegłabym spocone dłonie wciśnięte w wąskie kieszenie jeansów, które ściskały kluczyki od samochodu, bruzdę pomiędzy brwiami i przygryzioną wargę, na której były ślady zaschniętej krwi.
W momencie kiedy Ryan odwrócił się do mnie tyłem i odszedł w przeciwną stronę niż zazwyczaj, po moich policzkach zaczęły płynąć ciurkiem słone łzy. Czułam się jak niewinny człowiek oskarżony za coś czego nie zrobił i właśnie usłyszał wyrok skazujący ze strony ławy przysięgłych. Czułam, że przegrałam chociaż nie byłam w pełni świadoma jaka była stawka.
  • To czyste szaleństwo Melanio, ale jedź ze mną. Nie patrz na konsekwencję, zobowiązania czy plotki innych kiedy zorientują się, że nas nie ma. Skoro nie możesz się ze mną pożegnać, to spakuj się i wsiądź ze mną do pożyczonego Cadillaca i jedźmy tam gdzie pokaże nam droga.
Ciepło i perfumy Ryana czułam w samym środku świeżo zaleczonego serca kiedy mnie przytulił. Sens jego słów doszedł do mnie z opóźnieniem i nie byłam pewna czy to nie moja wyobraźnia. Wiedziałam, że mówiąc o innych obozowiczach miał na myśli kilku konkretnych. W tym wąskim gronie na samym przodzie była Franscisca Knox. Nie chciałam o niej teraz myśleć, ale to było silniejsze ode mnie. Może gdybym wiedziała, że dwa lata później zostanie zamordowana w walce z cyklopami, które były zbyt tępe by pamiętać o niejedzeniu herosów, postąpiłabym inaczej.
  • I nie płacz. Nie mam pojęcia co robić kiedy piękne dziewczyny płaczą w mojej obecności i to jeszcze przeze mnie.
Uśmiech na mojej twarzy pojawił się mimo że na policzkach czułam ślady zaschniętych łez. Kiedy więc Ryan delikatnie wytarł pozostałości po płaczu tak, aby niczego nie było widać, jedyne na co sobie pozwoliłam w tamtej chwili to przytulenie twarzy do ciepłej dłoni chłopaka. Chciałam mieć dowód na to, że on tutaj jest. Pewność, że wrócił się po mnie. Było to równoznaczne z tym, że mu na mnie zależy i w tamtej chwili tylko te dwie myśli kołatały mi się w głowie.

***

Jechaliśmy już kilka godzin, a ja coraz bardziej zaczynałam się denerwować, bo zbliżała się godzina kiedy Simon odkryje, że nie ma mnie w domku i na terenie Obozu. Pewnie pójdzie nawet do domku Hermesa w poszukiwaniu Ryana. A kiedy jego też nigdzie nie będzie mógł znaleźć wznieci alarm.
  • Nie myśl o tym.
To były pierwsze słowa chłopaka po tym jak wsiedliśmy do samochodu. Jedynym dotychczasowym plusem tego szaleństwa było auto. Niebieski Cadillac z czarnymi skórzanymi fotelami, aż zapierał dech w piersiach. Nie miałam pojęcia skąd i jaki przyjaciel pożyczył go Ryanowi, ale czułam się niesamowicie kiedy gnaliśmy autostradą takim samochodem.
  • Skąd wiesz o czym myślę?
  • Ciągle patrzysz na zegarek i obracasz w dłoniach złotą drachmę. Nie chciałbym, abyś ją zmarnowała na rozmowę z bratem, bo ten zamiast cie wysłuchać będzie tylko krzyczeć jeśli wcześniej nie przerwie mu Francisca albo Chejron.
  • Wcale nie chciałam zadzwonić do Simona.
Widząc kpiące spojrzenie Ryana, przestałam nawet myśleć nad sensownym wyjaśnieniem mojego zachowania. Czułam się tak samo jak wtedy kiedy pani Larson przyłapała mnie bez odrobionej pracy domowej z matematyki. Zawstydzona, z rumieńcami na twarzy i tym wewnętrznym zacięciem, które resztkami sił udało mi się opanować i nie zacząć się kłócić z nauczycielką.

***

Pół godziny później Ryan bez ostrzeżenia mocno skręcił, tak że uderzyłam barkiem w klamkę od drzwi pasażera. Była to również moja pobudka, bo zdążyłam znaleźć odpowiednią pozycję do snu i przestać obserwować Ryana za kierownicą (musicie wiedzieć, że to był jeden z piękniejszycheró widoków jakie mogłam w życiu zobaczyć. Jego skupienie na twarzy kiedy patrzył się na drogę przed nami. Żyły na rękach kiedy ściskał mocno kierownicę, albo zmieniał biegi. Zmarszczone brwi kiedy mijaliśmy kolejną stację benzynową, a licznik pokazujący stan baku ani drgnął przez te kilka godzin. Aureola wokół blond włosów jaka się tworzyła kiedy rydwan z Apollem jechał po niebie. I uśmiech - najpiękniejszy na świecie - kiedy podśpiewywał nową piosenkę Led Zeppelin puszczaną w każdym radiu. To wszystko było warte nieprzespanej nocy i trzech kubków kawy jaką w siebie wlałam na najbliższej stacji benzynowej.)
  • Co ty robisz? Coś się stało?
  • Zaufaj mi, Melanio.
Zaufać mu? Kiedy z asfaltowej, prostej drogi niespodziewanie skręca w wyboistą drogę, a ja z powodu zaskoczenia nie mogłam zarejestrować co było napisane na tabliczce wbitą w ziemię. Przez nierówności na drodze samochód ciągle podskakiwał na wybojach i głowa ciągle podskakiwała mi w górę i w dół. Chciałam mu coś powiedzieć, zacząć krzyczeć, kazać mu się zatrzymać, zawrócić lub wytłumaczyć mi czemu zamiast asfaltowej, prostej drogi jedyne co przed sobą widzę to kolejne doły i drzewa, które swoimi wielkimi gałęziami i zbyt zielonymi liśćmi przysłaniają całe słońce, tak że miałam wrażenie jakby było bliżej wieczoru niż poranka.
Przez to wszystko miałam ochotę zrezygnować z tej naszej wyprawy. Chciałam obudzić się we własnym obozowym łóżku, ubrać się i pójść na śniadanie (gdzie widziałabym gruchających ze sobą Ryana i Francisce, ale jakoś bym to przeżyła.)
  • Ryan, w tej chwili się zatrzymaj! Posłuchaj było miło, ale czas wrócić do Obozu. Pewnie nas już szukają i mamy jeszcze szanse by zawrócić i wytłumaczyć się w jakiś sensowy ni sposób. Nic nie jest stracone. Ryan, czy ty mnie w ogóle słuchasz?! Chcę w tej chwili wysiąść z samochodu!
Zaczęłam panikować i sama do końca nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło. Możliwe, że to dlatego, że wtedy dotarło do mnie, że nie mamy żadnego celu. I to nawet nie chodziło o tą głupią podróż, ale o całe życie! Możliwe, że to był fatalny moment na tego typu rozmyślenia, ale nikt mi nigdy nie powiedział o czymś takim jak odpowiedni moment. Coś takiego po prostu nie istniało.
Zatrzymaliśmy się nagle, przez co musiałam przerwać swoje egzystencjalne rozmyślenia, o mojej żałosnej przyszłości i polecieć do przodu, tak że prawie czołem dotknęłam kokpitu Cadillaca. Włosy przysłoniły mi widoki z obu stron i może to nawet lepiej, bo gdybym zobaczyła pełen zadowolenia uśmiech Ryana, nie wiem czy to by się nie skończyło śmiercią jednego z nas.
  • Jesteśmy na miejscu.
Chcę żebyśmy się tutaj na chwilę zatrzymali. Zamknijcie oczy. Nie, nie musicie się bać, to nie żaden test. Chcę tylko żebyście coś sobie wyobrazili. Wiem, że od początku tej historii staram wprowadzić się was w moje życie, ale to będzie polegało na czymś innym. Zamknijcie oczy i odprężcie się. W momencie kiedy je otworzycie będziecie na moim miejscu pasażera w niebieskim Cadillacu. Co widzicie kiedy podnosicie wzrok przed siebie? Czy jest to dla was niespodzianka? Coś miłego? Czy w tej scenerii czegoś wam nie brakuje?
Może dla większości z was będzie to rozczarowanie kiedy powiem wam gdzie Ryan mnie zabrał. Jednak dla mnie była to totalnie, urocza i niespodziewana niespodzianka.
Od dziecka nie przepadałam za klaunami. Ich pokolorowane twarze, zbyt duże ubrania i czerwony puchaty nos nie były dla mnie bardziej odstraszającą rzeczą niż zachętą do zabawy i podziwiania ich możliwości podczas robienia kolejnej sztuczki.
W tysiąc dziewięćdziesiątym piątym roku miałam takie same odczucia do tego całego przedsięwzięcia jak tydzień temu, kiedy byłam z dziećmi na wycieczce w wesołym miasteczku.
Ale patrząc na twarz Ryana kiedy pomagał mi wysiąść z samochodu (obszedł samochód, otworzył drzwi i podał mi rękę jakby w jednej chwili stał się dżentelmenem z innej epoki) widziałam jedynie dziecinną radość. Nie chciałam psuć mu humoru nawet wtedy kiedy kupował dla nas bilety w kasie, którą odsługiwała kobieta przebrana za dziewczynę Supermana, ani w momencie wchodzenia do gigantycznego namiotu.
  • I jak ci się to podoba?
  • Jest interesująco. I zaskakująco.
  • Och, czyli nie spodziewałaś się, że zabiorę cię w takiego miejsce?
Roześmiałam się na to pytanie. Siedząc w wnętrzu tego namiotu, na drewnianej ławce ramię w ramię z Ryanem, czułam się jak zaskakująco na miejscu. Jego twarz i cała sylwetka były owiane ostrym światłocieniem, które pojawiło się dzięki jedynemu światłu ze sceny. Chciałam wtedy złapać go za rękę i spleść nasze palce ze sobą, bo bałam się, że jeśli będę miała oczy zbyt długo zamknięte, to on zniknie, a ja zostanę sama.
  • Nigdy nie sądziłam, że Ryan McCrot podczas naszej wspólnej ucieczce zabierze mnie do cyrku.
  • Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Melanio. Ale spokojnie, mamy czas.
Uśmiech chłopaka był czymś najpiękniejszym na świecie. Czymś co warto schować w słoiku i bardzo rzadko zaglądać do wnętrza (ze strachu, że może zniknąć i nigdy więcej się nie pojawić.)

  • Wiesz, myślałam, że jeśli byś uciekł sam, nie biorąc mnie - niepotrzebnego bagażu - byłbyś teraz w klubie ze striptizem pijąc alkohol, który stoi na najwyższych półkach za barem, a nie tutaj.
  • Tutaj?
  • Ze mną. W cyrku, czekając z setką dzieci i rodziców, aż wielki przerażający klaun na szczudłach wyjdzie na scenę.
  • Więc uważasz, że jesteś dla mnie niepotrzebnym bagażem? Jak krzyż, który niósł Jezus podczas drogi krzyżowej? Uważasz się za dziecko, które przyczepiło mi się do nogawki spodni i nie ma zamiaru puścić? Że nie chcę tutaj i teraz z tobą być? Złapać cię za rękę i trzymać do samego końca? Nie móc patrzeć jak uśmiechasz się kiedy patrzysz na mnie, a ja udaje, że tego nie widzę? Mylisz się, Melanio. Oddałbym wszystkie drachmy świata by teraz siedzieć tu z tobą i móc powiedzieć, że moja pierwsza randka z dziewczyną marzeń, właśnie trwa. 

sobota, 18 marca 2017

Modlitwa VI

Z rozpiski, którą zrobiła wynika, że do końca opowiadania zostało 6 rozdziałów. Czyli cała historia będzie miała 12 rozdziałów + Prolog i Epilog. Jak wszystko dobrze pójdzie, to do końca maja Epilog zostanie opublikowany :)
Może wydawać się to wszystko chaotyczne, ale na swoje usprawiedliwienie mam, że to wspomnienia przedstawiające życie Melanii, a opowiedzenie tego wcale nie jest takie łatwe.

***

  • I jesteś teraz szczęśliwa?
Simon siedział po drugiej stronie wyspy kuchennej. Łyżka wazowa, którą trzymałam w ręku, zatrzymała się tuż nad powierzchnią gotującej się zupy. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam jak brat nie miał świadomości na jaki kruchy lód wszedł i jak się szybko kruszy pod ciężarem tego pytania.
  • A czemu pytasz?
Oboje wiedzieliśmy czemu unikam odpowiedzi na to pytanie. Gdyby usłyszał to co chciał, musiałabym skłamać i to porządnie. Mogłam wymienić mu całą litanie powodów, dla których nie jestem szczęśliwa w małżeństwie i tym domu. Ale dla nas obojga łatwiejsze było milczenie i nie poruszanie tych tematów.
  • Nie spodziewałem się, że zobaczę kiedyś Melanie Regent w fartuszku, obcasach i w kuchni, która pichci w najlepsze.
  • Widzisz, świat może nas jeszcze zaskoczyć.
Uśmiechnęłam się lekko i zupełnie nieszczerze w stronę brata i wróciła do przyprawiania zupy. Chciałam udawać, że ta krótka wymiana zdań między nami nie miała miejsca, i że ziarenko wątpliwości nie zostało zasiane.

***

W Obozie byłam już prawie miesiąc. Moje spotkania z Ryanem stawały się powoli codziennością. Pod osłoną nocy rozmawiało nam się lepiej, swobodniej i bardziej szczerze niż za dnia. Może to miało związek z tym, że po prostu nie mieliśmy już sił kłamać i prawda wydawała się prostsza do powiedzenia drugiej osobie.
Lubiłam te kilka godzin kiedy siedzieliśmy na zimnym piasku i patrzyliśmy na spokojnie unoszące się fale. Z biegiem lat coraz gorzej jest mi pamiętać te wszystkie piękne szczegóły, zapachy i kolory. Z coraz większym trudem mogę przywołać zapach perfum Ryana, które podczas naszych rozmów wręcz mnie otumaniały. Nie pamiętam czy dłonie McCrota były tak samo zimne jak jego spojrzenie kiedy widział synów Aresa zaczepiających dzieci Afrodyty czy może wręcz przeciwnie - idealnie ciepłe, wręcz stworzone by rozgrzać moje zmarznięte ciało i uspokoić walące w szaleńczym rytmie serce kiedy słyszałam śmiech starszego chłopaka.
Pamiętam za to doskonale jego szczere zainteresowanie kiedy mówiłam o muzyce - temacie, o którym mogłabym mówić godzinami. Dzisiaj nikt nie słucha mnie z taką intensywnością jak Ryan. Mój mąż, brat czy dzieci szybko urywają rozmowę na ten temat, doskonale wiedząc jak się zachowuje kiedy o tym mówię. Ryan tego nie potępiał, nie patrzył na mnie z niesmakiem czy znużeniem kiedy wysnuwałam kolejną (czasami wręcz irracjonalną) teorię o Pendereckim.
Kiedy wyruszyliśmy w podróż - Ryan twierdził, że to wcale nie jest ucieczka tylko krótki urlop od życia - przyznał się, że uwielbia na mnie patrzeć kiedy mówię o kolejnym nieznanym mu kompozytorze.
  • Czyli, co? Wyglądam wtedy jak nawiedzona Wyrocznia?
Tak naprawdę nigdy nie widziałam tej Mumii, która zamieszkuje poddasze, ale z opowieści starszych Obozowiczów jasno wynikało, że nic wielkiego nie straciłam. Kiedyś dzieci Aresa wpadły na genialny pomysł, żeby wynieść obozową Wyrocznię na środek Areny i kazać najmłodszym dzieciom ją zabić. Ubarwili to w straszną historię, że jak tego nie zrobią, ona przyjdzie do nich w nocy i zje. A wtedy będą przez wieki zamknięci w jej ciele i w żaden sposób nie będą potrafili się stamtąd wydostać. Oczywiście był to stek bzdur, ale jakaś dwójka wzięła do ręki sztylety i z bojowym okrzykiem ruszyła w obronie swojego życia. Chejron wkroczył w ostatniej chwili, ale z tego co pamiętam dowcipnisie musieli niańczyć tamtą dwójkę dzieciaków przez resztę wakacji (włączając w to wszystkie zajęcia i czas wolny.)
- Wyglądasz wtedy jak bogini, Melanio. Masz w oczach blask, pasję, której nie da się zabić. Zmarszczone brwi kiedy nie wiesz jak ubrać coś w słowa. Uśmiech na twarzy kiedy mówisz o swoich ulubionych utworach. A całe twoje ciało krzyczy, że kiedy mówisz o muzyce to mogłabyś unosić się nad ziemią kilkanaście cali. Uwielbiam kiedy z wypiekami na twarzy starasz się przekazać mi rzeczy dzięki, którym nigdy cię nie zapomnę. Tylko za tą pasję, mógłbym cię pokochać.


***

Moje dzieci uwielbiają Simona. Jest ich ulubionym wujkiem, bo zawsze ma dla nich jakiś prezent. Jest też jedyną osobą, która utrzymuje z naszą rodziną regularny kontakt. Do tego grona można by wliczyć moich teściów, ale to jest bardziej wymuszone stwierdzeniem, że dzieci powinny mieć dziadków, a święta powinno się spędzać razem. Wiąże się to z tym, że nie akceptują mnie i błędów mojej młodości gdzie główną rolę grał ich ukochany syn.
Rodzice Ryana są święcie przekonani, że to ja zerwałam z nim wiosną w dziewięćdziesiątym piątym, widzieli jak ich syn był załamany i to wystarczyło by mnie znienawidzić. Trzymają urazę dłuższy czas niż ja byłabym wstanie kochać ich jedyne dziecko.
Rodziców Ryana i Simona łączy jedna rzecz: doskonale wiedzą, że to małżeństwo to porażka. Milczą na ten temat, ale spojrzenia i urwane zdania w połowie dają jasno do zrozumienia co sądzą o naszej zabawie w rodzinie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że mój brat nigdy nie spotkał się z rodzicami mojego męża.
  • Kochanie, wróciłem!
Simonowi, nie umyka jak mimowolnie moje usta wyginają się w grymas kiedy słyszę krzyk mojego męża z przedpokoju. Sam reaguje na to teatralnym odruchem wymiotnym, na co oboje wybuchamy śmiechem. Przez krótką chwilę czuje się jakbyśmy znowu mieli piętnaście lat, siedzieli przy obiedzie i śmiali się z nieudanych podejść Pana D. do alkoholu. Wszystko to znika wraz z wejściem Nicka do kuchni.
  • Simon, nie wiedziałem, że wpadniesz na obiad.
  • Stęskniłem się za dzieciakami.
Brat wzrusza lekko ramionami i umyślnie unika podania mojemu mężowi ręki, udając, że znalazł coś ciekawego w kubku z herbatą. Widzę jak Nick zaciska szczękę i podchodzi do mnie by pocałować mnie mechanicznie w policzek na przywitanie. Nie odsuwam się jedynie dlatego, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia.
Przez chwilę w kuchni panuje niezręczna cisza, a ja nie wiedząc co mam zrobić jako idealna pani domu, o mało nie zaczynam podziwiać własnej kuchni, którą znam od dzieciństwa. Widzę jak Simon ostatkiem sił powstrzymuje się by nie zacząć kłótni z Nickiem kiedy widzi rozmazany ślad szminki na kołnierzu koszuli (zauważyłam go od razu kiedy wszedł do kuchni, ale moją jedyną reakcją było zanotowanie sobie w głowie, że trzeba wyrzucić tą koszulę i pod żadnym pozorem jej nie prać.) Naszym ratunkiem okazuje się dwójka urwisów ścigających się z autobusu szkolnego do drzwi kuchni, krzyczących od progu, że ich ukochany wujek przyjechał.

***


Czasami robimy coś co nigdy nie zostanie zaakceptowane przez naszych bliskich. Nieważne czy jest to coś nieistotnego - kupienie kolejnego kubka do ledwo mieszczącej się w kuchni ogromnej kolekcji czy sprzedanie domu i wyruszenie w nieznane.
Simon nie akceptował wielu moich wyborów: od nocnych spotkań z Ryanem po planowanie ślubu z Nickiem. Najdziwniejsze w tych sytuacjach jest to, że gdy robiłam coś głupiego i nieodpowiedzialnego zawsze towarzyszyli mi w tym mężczyźni. Chociaż nigdy nie mogłam powiedzieć, że byłam otaczana przez chłopców, którzy patrzyli się na mnie jak w obrazek. Byłam typem chłopczycy, a mój nieśmiały charakter przy nowo poznanych osobach bardziej zniechęcał niż zachęcał do bliższej znajomości.
  • To może ta?
Stałam przed Simonem w kolejnej - piątej jeśli dobrze liczyłam - sukni ślubnej, ale żadna nie dostała pozytywnej oceny od jury w skład, której wchodził mój brat i ekspedientka salonu sukien ślubnych.
  • Wyglądasz w niej jak beza.
Ekspedientka przemilczała komentarz Simona, ale też nie odezwała się jak wcześniej, że wystarczyło by kilka krawieckich poprawek i suknia leżałaby na mnie idealnie. Uznałam to za znak, że jest naprawdę źle.
Z ciężkim westchnieniem i opuszczonymi ramionami odwróciłam się w stronę luster. Widziałam dwudziestoczteroletnią Melanie Regent - przyszłą panią Brent - dziewczynę, która zamiast cieszyć się, że wychodzi za mąż, wybór wymarzonej sukni uważała za największą katorgę. Chciałam żeby tak nie było i doskonale wiedziałam co mogło zmienić moje nastawienie do tego wszystkiego.
Jeden mały szczegół. Jedna osoba.
W moich oczach od razu stanęły łzy. Na myśl o tym, że to Ryan klęknąłby kilka tygodni temu przede mną z pierścionkiem w ręku, a nie Nick Brent, powodowało we mnie dreszcze. Byłabym wtedy najszczęśliwszą dziewczyną na świecie i pewnie namówiła McCrota do szybkiego ślubu w Las Vegas. Nickowi nawet o tym nie wspominałam. Wyśmiałby mnie wtedy i powiedział, że osobie z jego reputacją coś takiego nie przystoi. Ślub miał być wielkim wydarzeniem, a ja zachowałabym się jakbym szykowała się na własny pogrzeb.
  • Nie płacz.
Poczułam ciepło ręce Simona oplatające mnie w pasie. W lustrze zobaczyłam jak kobieta małymi kroczkami usuwa się w inną część sklepu, by dać nam trochę przestrzeni. Przymknęłam oczy czując na policzku blond włosy brata i dając sobie chwilę na uspokojenie się. Musiałam być silna choć czułam jakby wszystkie moje pokłady energii w zastraszającym tempie uciekały mi przez palce. Jedyne na co miałam siłę to płacz i katowanie się wspomnieniami, które oprócz bólu nic innego nie przynosiły.
  • Czy to się kiedyś skończy?
Nie wiedziałam o czym konkretnie mówię. Czy o bólu, cierpieniu i hektolitrach łez, które wypłakałam czy jeszcze o czymś innym. Simon przez chwilę był zdziwiony moim pytaniem i tak samo jak ja nie wiedział co mam na myśli. Po chwili poczułam jak znowu się rozluźnia, a jego ręce ściskają mnie mocniej.
  • Wszystko się kiedyś kończy. Musisz po prostu o tym pamiętać i się nie poddawać. Musisz walczyć, Mel. Niezależnie od tego jakie przeszkody życie rzuca ci pod nogi. Bogowie może i nas nienawidzą, ale jedno muszą nam przyznać. Walczymy do samego końca.

***


Ryan twierdził, że jestem jego Aniołem Stróżem. Ja natomiast za swojego obrońcę uważałam Simona. Świat chyba właśnie na tym polegał, że każdy musi znaleźć w życiu kogoś kogo będzie mógł nazwać swoim opiekunem.
Kiedy wracałam z nocnych rozmów na plaży z Ryanem, Simon przeważnie na mnie czekał. Chciał mieć pewność, że McCrot nic mi nie zrobi i dotrę bezpiecznie do łóżka. Zawsze mu powtarzałam, że starszy chłopak by mnie nigdy nie skrzywdził, ale Simon jakoś nie był tym uspokojony. Dopiero po tych feralnych wakacjach, dowiedziałam się, że Ryan i mój przyrodni brat mieli wspólną dość barwną przeszłość. Z tego co udało mi się wywnioskować to zanim trafili razem do Obozu przeszli dość ostrą przygodę w San Francisco.
Simon nie rozumiał jednego, a ja nie umiałam mu wtedy tego jasno wytłumaczyć. Ciągle pytał mnie co takiego jest w Ryanie McCrocie i w naszych nocnych schadzkach. Nie zdawał sobie sprawy, że wtedy byłam w oczach syna Hermesa kimś więcej niż głupiutką dziewczyną. Stawałam się powierniczką jego sekretów, współtowarzyszem niedoli i wspólnikiem w szalonych pomysłach. Byłam przyjacielem.
Ja sama czułam się wtedy jakbym unosiła się kilka centymetrów nad Ziemią i mogła dosięgnąć Nieba. Właśnie w takim stanie wracałam do domku. Pijana ze szczęścia. Wypełniona emocjami, o które nigdy bym się nie podejrzewała. Gotowa stanąć do walki z samym bogiem wojny.
To wszystko oczywiście znikało zaraz po śniadaniu kiedy musiałam patrzeć jak Francisca przytula się do Ryana, a ja znowu stałam się niewidzialna.
Właśnie dlatego Simon był przeciwny moim spotkaniom z McCrotem. Widział jak gaśnie we mnie to szczęście, którym byłam pijana jeszcze kilka godzin wcześniej. Jak z roześmianej dziewczyny stawałam się kukłą robiące te same mechaniczne ruchy.
Simon widział we mnie Feniksa, który w ciągu kilku godzin z pięknego magicznego ptaka przemieniał się w kupkę popiołu. Ja sama odczuwałam to jak system odstawienia. Uzależniłam się od Ryana McCrota w tak krótkim czasie, że gdzieś w podświadomości musiałam wiedzieć jak to się skończy.
Bo nawet Feniksy nie są nieśmiertelne.