Mały poślizg z
dodawaniem rozdziału, ale brakowało mi jednej sceny, która
przerobiła się w taki słodki fluff, który bardzo fajnie mi się
pisało, że aż nie miałam ochoty tego skończyć.
Jeśli ktoś wie czy w
Cadillacach wyprodukowanych przed 1995 rokiem były wmontowane radia
czy nie, niech mnie poprawi. Wydaje mi się, że były, ale cholera
wie jak to się robiło z samochodami w latach 80.
***
Kilka razy wspominałam
wam już o Las Vegas. O naszym wyjeździe, który okazał się
ucieczką od rzeczywistości. Spaniu w tanich motelach, posiłkach na
całodobowej stacji benzynowej, rozmowach i krzykach nad urwiskiem.
To wszystko było jak nierealny sen tylko, że to wszystko wydarzyło
się naprawdę. Świadczą o tym zdjęcia, blizna na plecach Ryana i
pluszak wygrany w konkursie gier, który teraz leży zapomniany w
kartonie w piwnicy.
Wiem, że te kilka dni
było nam bardzo potrzebne, ale jednocześnie nic nie rani mnie
bardziej niż przypomnienie sobie tego wyjazdu.
***
- Przyszedłem się pożegnać.
- Spóźniłeś się pół godziny i jedyne co mi mówisz to to, że przyszedłeś się pożegnać? Żartujesz?
To była naprawdę zła
pora na nieśmieszne żarty Ryana. Moja ostatnia rozmowa z mamą
przez Iryfon skończyła się płaczem i jeszcze większym zamętem w
głowie niż mogłam sobie wyobrażać. Tuż przed wyjazdem do Obozu,
obiecałam mamie, że we wrześniu wrócę do domu. Teraz - kiedy
odkryłam to wszystko i zyskałam w życiu dwie wspaniałe osoby,
miałam łzy w oczach na myśl o powrocie. Nie chciałam jej zranić,
ale z drugiej strony szali było moje cierpienie i nie umiałam
podjąć decyzji.
W tamtym momencie to chyba
właśnie Ryan podjął ją za mnie. Zupełnie nieświadomie wybawił
mnie z poczucia winy, które prędzej czy później by mnie dopadło.
- Wyjeżdżam, Melanio.
Wyjeżdża. Mój
niebieskooki Anioł Stróż z niesfornymi loczkami i uśmiechem,
który powoduje, że nie wiem co mam powiedzieć, opuszcza mnie.
Wtedy kiedy go najbardziej potrzebuje on znika i nie mam pojęcia
kiedy znowu go zobaczę.
Może wydawać wam się to
troszeczkę żałosne, że moja piętnastoletnią wersja tak
przeżywała wyjazd chłopaka, który nawet nie był jej. Ale wy
wiecie, że pojadę z Ryanem w tą szaloną podróż. A gdybyście
nie wiedzieli? Czy nie czulibyście tej samej pustki i przerażenia
jednocześnie, wypełniające wasze młode serce. Czy nie
poświęcilibyście wszystko - naprawdę wszystko -
by te słowa nigdy nie opuściły ust McCrota? Albo chociaż nie w
takiej formie.
- Nie, nie możesz. Nie możesz mnie teraz zostawić. Potrzebuję się, Ryan.
Mój
głos się łamał kiedy patrzyłam w twarz chłopaka. Chciałam ją
zapamiętać w najdrobniejszych szczegółach, ze wszystkimi małymi
bliznami od źle naostrzonej maszynki do piegów na nosie. Chciałam
móc patrzeć w te błękitne oczy (identyczne jak tafla jeziora za
nami) codziennie - przed zaśnięciem i od razu po obudzeniu.
- Muszę odpocząć od tego wszystkiego. Jestem już spakowany, a samochód stoi przy drodze na dole Wzgórza. Postaram się wrócić przed końcem Obozu, ale nie jestem pewien.
- I mówisz mi o tym wszystkim właśnie teraz? W ostatniej chwili?
- Tylko z tobą się pożegnałem i tylko ty wiesz, że wyjeżdżam...
- Raczej uciekasz, Ryan! To zwykły akt tchórzostwa!
Widziałam
grymas formujący kiedy wykrzyczałam mu prosto w twarz, że jest
tchórzem. Jeśli skupić się tylko na tym aspekcie to ja też była
tchórzem. Wiem, że nie powinnam mu przerywać, bo jedną z
pierwszych niepisanych zasad naszych spotkań było, że słuchamy
siebie nawzajem. Możliwe, że mnie trochę poniosło, ale miałam ku
temu całkiem dobre powody.
- To nie jest żadna ucieczka! To urlop, wakacje czy jak chcesz to sobie nazwij. A skoro sobie już wszystko wyjaśniliśmy to żegnaj Melanio.
Podświadomie
liczyłam na coś więcej. Nickky często zabierał mnie na westerny
do najbliższego kina i chyba naoglądałam się za dużo w tamtym
czasie miłosnych uniesień pomiędzy poszukiwanym kowbojem, a
samotną pensjonariuszką. Ryan McCrot nawet mnie nie dotknął, a
jego głos, aż paraliżował. Chociaż gdybym przyjrzała się
uważniej dostrzegłabym spocone dłonie wciśnięte w wąskie
kieszenie jeansów, które ściskały kluczyki od samochodu, bruzdę
pomiędzy brwiami i przygryzioną wargę, na której były ślady
zaschniętej krwi.
W
momencie kiedy Ryan odwrócił się do mnie tyłem i odszedł w
przeciwną stronę niż zazwyczaj, po moich policzkach zaczęły
płynąć ciurkiem słone łzy. Czułam się jak niewinny człowiek
oskarżony za coś czego nie zrobił i właśnie usłyszał wyrok
skazujący ze strony ławy przysięgłych. Czułam, że przegrałam
chociaż nie byłam w pełni świadoma jaka była stawka.
- To czyste szaleństwo Melanio, ale jedź ze mną. Nie patrz na konsekwencję, zobowiązania czy plotki innych kiedy zorientują się, że nas nie ma. Skoro nie możesz się ze mną pożegnać, to spakuj się i wsiądź ze mną do pożyczonego Cadillaca i jedźmy tam gdzie pokaże nam droga.
Ciepło
i perfumy Ryana czułam w samym środku świeżo zaleczonego serca
kiedy mnie przytulił. Sens jego słów doszedł do mnie z
opóźnieniem i nie byłam pewna czy to nie moja wyobraźnia.
Wiedziałam, że mówiąc o innych obozowiczach miał na myśli kilku
konkretnych. W tym wąskim gronie na samym przodzie była Franscisca
Knox. Nie chciałam o niej teraz myśleć, ale to było silniejsze
ode mnie. Może gdybym wiedziała, że dwa lata później zostanie
zamordowana w walce z cyklopami, które były zbyt tępe by pamiętać
o niejedzeniu herosów, postąpiłabym inaczej.
- I nie płacz. Nie mam pojęcia co robić kiedy piękne dziewczyny płaczą w mojej obecności i to jeszcze przeze mnie.
Uśmiech
na mojej twarzy pojawił się mimo że na policzkach czułam ślady
zaschniętych łez. Kiedy więc Ryan delikatnie wytarł pozostałości
po płaczu tak, aby niczego nie było widać, jedyne na co sobie
pozwoliłam w tamtej chwili to przytulenie twarzy do ciepłej dłoni
chłopaka. Chciałam mieć dowód na to, że on tutaj jest. Pewność,
że wrócił się po mnie. Było to równoznaczne z tym, że mu na
mnie zależy i w tamtej chwili tylko te dwie myśli kołatały mi się
w głowie.
***
Jechaliśmy
już kilka godzin, a ja coraz bardziej zaczynałam się denerwować,
bo zbliżała się godzina kiedy Simon odkryje, że nie ma mnie w
domku i na terenie Obozu. Pewnie pójdzie nawet do domku Hermesa w
poszukiwaniu Ryana. A kiedy jego też nigdzie nie będzie mógł
znaleźć wznieci alarm.
- Nie myśl o tym.
To
były pierwsze słowa chłopaka po tym jak wsiedliśmy do samochodu.
Jedynym dotychczasowym plusem tego szaleństwa było auto. Niebieski
Cadillac z czarnymi skórzanymi fotelami, aż zapierał dech w
piersiach. Nie miałam pojęcia skąd i jaki przyjaciel pożyczył go
Ryanowi, ale czułam się niesamowicie kiedy gnaliśmy autostradą
takim samochodem.
- Skąd wiesz o czym myślę?
- Ciągle patrzysz na zegarek i obracasz w dłoniach złotą drachmę. Nie chciałbym, abyś ją zmarnowała na rozmowę z bratem, bo ten zamiast cie wysłuchać będzie tylko krzyczeć jeśli wcześniej nie przerwie mu Francisca albo Chejron.
- Wcale nie chciałam zadzwonić do Simona.
Widząc
kpiące spojrzenie Ryana, przestałam nawet myśleć nad sensownym
wyjaśnieniem mojego zachowania. Czułam się tak samo jak wtedy
kiedy pani Larson przyłapała mnie bez odrobionej pracy domowej z
matematyki. Zawstydzona, z rumieńcami na twarzy i tym wewnętrznym
zacięciem, które resztkami sił udało mi się opanować i nie
zacząć się kłócić z nauczycielką.
***
Pół
godziny później Ryan bez ostrzeżenia mocno skręcił, tak że
uderzyłam barkiem w klamkę od drzwi pasażera. Była to również
moja pobudka, bo zdążyłam znaleźć odpowiednią pozycję do snu i
przestać obserwować Ryana za kierownicą (musicie wiedzieć, że to
był jeden z piękniejszycheró widoków jakie mogłam w życiu
zobaczyć. Jego skupienie na twarzy kiedy patrzył się na drogę
przed nami. Żyły na rękach kiedy ściskał mocno kierownicę, albo
zmieniał biegi. Zmarszczone brwi kiedy mijaliśmy kolejną stację
benzynową, a licznik pokazujący stan baku ani drgnął przez te
kilka godzin. Aureola wokół blond włosów jaka się tworzyła
kiedy rydwan z Apollem jechał po niebie. I uśmiech - najpiękniejszy
na świecie - kiedy podśpiewywał nową piosenkę Led Zeppelin
puszczaną w każdym radiu. To wszystko było warte nieprzespanej
nocy i trzech kubków kawy jaką w siebie wlałam na najbliższej
stacji benzynowej.)
- Co ty robisz? Coś się stało?
- Zaufaj mi, Melanio.
Zaufać
mu? Kiedy z asfaltowej, prostej drogi niespodziewanie skręca w
wyboistą drogę, a ja z powodu zaskoczenia nie mogłam zarejestrować
co było napisane na tabliczce wbitą w ziemię. Przez nierówności
na drodze samochód ciągle podskakiwał na wybojach i głowa ciągle
podskakiwała mi w górę i w dół. Chciałam mu coś powiedzieć,
zacząć krzyczeć, kazać mu się zatrzymać, zawrócić lub
wytłumaczyć mi czemu zamiast asfaltowej, prostej drogi jedyne co
przed sobą widzę to kolejne doły i drzewa, które swoimi wielkimi
gałęziami i zbyt zielonymi liśćmi przysłaniają całe słońce,
tak że miałam wrażenie jakby było bliżej wieczoru niż poranka.
Przez
to wszystko miałam ochotę zrezygnować z tej naszej wyprawy.
Chciałam obudzić się we własnym obozowym łóżku, ubrać się i
pójść na śniadanie (gdzie widziałabym gruchających ze sobą
Ryana i Francisce, ale jakoś bym to przeżyła.)
- Ryan, w tej chwili się zatrzymaj! Posłuchaj było miło, ale czas wrócić do Obozu. Pewnie nas już szukają i mamy jeszcze szanse by zawrócić i wytłumaczyć się w jakiś sensowy ni sposób. Nic nie jest stracone. Ryan, czy ty mnie w ogóle słuchasz?! Chcę w tej chwili wysiąść z samochodu!
Zaczęłam
panikować i sama do końca nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło.
Możliwe, że to dlatego, że wtedy dotarło do mnie, że nie mamy
żadnego celu. I to nawet nie chodziło o tą głupią podróż, ale
o całe życie! Możliwe, że to był fatalny moment na tego typu
rozmyślenia, ale nikt mi nigdy nie powiedział o czymś takim jak
odpowiedni moment. Coś takiego po prostu nie istniało.
Zatrzymaliśmy
się nagle, przez co musiałam przerwać swoje egzystencjalne
rozmyślenia, o mojej żałosnej przyszłości i polecieć do przodu,
tak że prawie czołem dotknęłam kokpitu Cadillaca. Włosy
przysłoniły mi widoki z obu stron i może to nawet lepiej, bo
gdybym zobaczyła pełen zadowolenia uśmiech Ryana, nie wiem czy to
by się nie skończyło śmiercią jednego z nas.
- Jesteśmy na miejscu.
Chcę
żebyśmy się tutaj na chwilę zatrzymali. Zamknijcie oczy. Nie, nie
musicie się bać, to nie żaden test. Chcę tylko żebyście coś
sobie wyobrazili. Wiem, że od początku tej historii staram
wprowadzić się was w moje życie, ale to będzie polegało na czymś
innym. Zamknijcie oczy i odprężcie się. W momencie kiedy je
otworzycie będziecie na moim miejscu pasażera w niebieskim
Cadillacu. Co widzicie kiedy podnosicie wzrok przed siebie? Czy jest
to dla was niespodzianka? Coś miłego? Czy w tej scenerii czegoś
wam nie brakuje?
Może
dla większości z was będzie to rozczarowanie kiedy powiem wam
gdzie Ryan mnie zabrał. Jednak dla mnie była to totalnie, urocza i
niespodziewana niespodzianka.
Od
dziecka nie przepadałam za klaunami. Ich pokolorowane twarze, zbyt
duże ubrania i czerwony puchaty nos nie były dla mnie bardziej
odstraszającą rzeczą niż zachętą do zabawy i podziwiania ich
możliwości podczas robienia kolejnej sztuczki.
W
tysiąc dziewięćdziesiątym piątym roku miałam takie same
odczucia do tego całego przedsięwzięcia jak tydzień temu, kiedy
byłam z dziećmi na wycieczce w wesołym miasteczku.
Ale
patrząc na twarz Ryana kiedy pomagał mi wysiąść z samochodu
(obszedł samochód, otworzył drzwi i podał mi rękę jakby w
jednej chwili stał się dżentelmenem z innej epoki) widziałam
jedynie dziecinną radość. Nie chciałam psuć mu humoru nawet
wtedy kiedy kupował dla nas bilety w kasie, którą odsługiwała
kobieta przebrana za dziewczynę Supermana, ani w momencie wchodzenia
do gigantycznego namiotu.
- I jak ci się to podoba?
- Jest interesująco. I zaskakująco.
- Och, czyli nie spodziewałaś się, że zabiorę cię w takiego miejsce?
Roześmiałam
się na to pytanie. Siedząc w wnętrzu tego namiotu, na drewnianej
ławce ramię w ramię z Ryanem, czułam się jak zaskakująco na
miejscu. Jego twarz i cała sylwetka były owiane ostrym
światłocieniem, które pojawiło się dzięki jedynemu światłu ze
sceny. Chciałam wtedy złapać go za rękę i spleść nasze palce
ze sobą, bo bałam się, że jeśli będę miała oczy zbyt długo
zamknięte, to on zniknie, a ja zostanę sama.
- Nigdy nie sądziłam, że Ryan McCrot podczas naszej wspólnej ucieczce zabierze mnie do cyrku.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Melanio. Ale spokojnie, mamy czas.
Uśmiech
chłopaka był czymś najpiękniejszym na świecie. Czymś co warto
schować w słoiku i bardzo rzadko zaglądać do wnętrza (ze
strachu, że może zniknąć i nigdy więcej się nie pojawić.)
- Wiesz, myślałam, że jeśli byś uciekł sam, nie biorąc mnie - niepotrzebnego bagażu - byłbyś teraz w klubie ze striptizem pijąc alkohol, który stoi na najwyższych półkach za barem, a nie tutaj.
- Tutaj?
- Ze mną. W cyrku, czekając z setką dzieci i rodziców, aż wielki przerażający klaun na szczudłach wyjdzie na scenę.
- Więc uważasz, że jesteś dla mnie niepotrzebnym bagażem? Jak krzyż, który niósł Jezus podczas drogi krzyżowej? Uważasz się za dziecko, które przyczepiło mi się do nogawki spodni i nie ma zamiaru puścić? Że nie chcę tutaj i teraz z tobą być? Złapać cię za rękę i trzymać do samego końca? Nie móc patrzeć jak uśmiechasz się kiedy patrzysz na mnie, a ja udaje, że tego nie widzę? Mylisz się, Melanio. Oddałbym wszystkie drachmy świata by teraz siedzieć tu z tobą i móc powiedzieć, że moja pierwsza randka z dziewczyną marzeń, właśnie trwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz