niedziela, 20 sierpnia 2017

Modlitwa XI



Kiedyś piłam więcej. Kochałam mocniej. Czułam bardziej. Mogłam wstać o trzeciej w nocy, zaparzyć herbatę, którą wlałam do filiżanki (ale bez spodka, bo po co komu spodek?) i zapalić papierosa na tarasie. Nie przeszkadzał mi fakt, że jest jesień, a ja jestem w cienkiej jedwabnej koszuli nocnej. Byłam wtedy sama ze swoim demonami przeszłości. Mogłam dać im się połknąć i nikt nie był w stanie mnie uratować. Przyznaję, że wcale nie chciałam ratunku. Nie potrzebowałam ocalenie od osób, które przyczyniły się do mojego upadku. Mogłam podnieść się sama - zgasić papierosa, wziąć ostatni łyk herbaty i narzucić ciepły koc na ramiona - ale nie widziałam żadnej motywacji by to zrobić. Nie widziałam powodu, dla którego mam żyć. O śmierci mogłam tylko pomarzyć, bo strach przed Hadesem był zbyt duży.
Aż pewnego dnia wszystko się zmieniło.
Mogłam znów zacząć oddychać pełną piersią, śmiać się szczerze i zasypiać w ramionach ukochanego mężczyzny. Miałam wszystko i nic jednocześnie.
Ale zacznijmy od początku dobrze?
Dotarliście ze mną, do samego końca, to wytrwacie jeszcze ten jeden raz. A co będzie potem? Każdy wróci do swoich zajęć. Ja skończę spisywać tą historię i kiedyś przekaże to osobie, która będzie wiedziała co z tym zrobić. Pewnie oddam to córce, by poznała przeszłość własnej matki. Przeszłość, która miała wpływ również na jej życie.
A wy co zrobicie? Pewnie dopijecie swoją herbatę w filiżance ze spodkiem, westchniecie głęboko i powiedziecie kilka pustych, ale przyjemnych dla ucha frazesów na pożegnanie. Możecie to sobie darować, bo to nie nasze ostatnie spotkanie. Pewnie kiedyś się spotkamy przypadkiem czy to w sklepie czy na przystanku autobusowym. Możecie udawać, że mnie nie widzicie, bo spojrzeć kobiecie prosto w oczy po tym jak podzieliła się z wami historią życia i stanęła naprzeciwko was obdarta ze wszystkich tajemnic, kłamstw i pół-praw, jest naprawdę ciężko.
Czujecie wstyd? Nie powinniście go czuć.
Boicie się? Ale czego?
Rozumiem, nachodzą was myśli, jak to by było gdybyście to wy to przeżyli. Te cudowne chwile i pełne płaczu noce. Ale musicie mi przyznać, że każdy z was marzył kiedyś o takiej miłości. Ja myślałam, że taką miłość przeżyłam z Nickiem, ale byłam w błędzie. To nie była miłość, dla której byłam gotowa zginąć. To nie była miłość dzięki, której moje serce biło mocniej na samo usłyszenie jego imienia w tle rozmów innych osób. To nie była miłość, gdzie moje policzki pokrywał rumieniec kiedy jego ręce błądziły po moim ciele podczas tańca. To nie była miłość, gdzie budziłam się z jego imieniem na ustach i nadzieją, na to, że będzie pierwszą osobą jaką zobaczę po przebudzeniu i ostatnią przed oddaniem się w ręce Morfeusza. To nie była miłość, gdzie szeptane Kocham cię powodowało wstrzymanie oddechu i dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
To chyba w ogóle nie była miłość.
Ale przysięgałam mu - przed Bogiem, ojcem i samą sobą - miłość, wierność i uczciwość małżeńską, aż do śmierci.
Złamaliśmy każdą z tych obietnic.
Miłość. Nie kochałam Nicka. Nie tak jak on by tego chciał, a ja po prostu nie umiałam inaczej. On na początku się starał, ale później - kiedy dotarło do niego, że nie warto - poddał się.
Wierność. Nick mnie zdradzał. O wiele piękniejszymi, młodszymi i chętnymi kobietami. Jeśli czekanie na innego mężczyznę i pragnienie go w myślach, jest zdradą, to nie jestem lepsza od mojego byłego męża
Uczciwość małżeńska. Nawet wtedy kiedy nie byliśmy jeszcze małżeństwem, to uczciwość w naszym związku nie była czymś naturalnym. Ja udałam, że go kocham. On udawał, że mu na mnie zależy. Oboje zbudowaliśmy nasze wspólne życie na kłamstwie.


***
  • Możemy porozmawiać?
Z byłym mężem zachowywaliśmy się jak cywilizowani ludzie. Staraliśmy się nie przebywać w swoim towarzystwie więcej niż to jest potrzebne. Dzieci to rozumiały i akceptowały, że rodzice nie będą się wiecznie kochać, ale nasza miłość do nich nigdy się nie skończy. Weekendy spędzały z tatą, a w wyjątkowych sytuacjach na kilka godzin znowu stawaliśmy się pełną rodziną i wychodziliśmy gdzieś wszyscy razem. Nie miałam dzisiaj zamiaru nigdzie z nimi jechać.
  • Dzieci zaraz przyjdą, chłopcy czegoś zapomnieli, a młoda suszy włosy.
  • Nie o to mi chodzi.
Patrzyłam na Nicka ubranego w drogi garnitur i jasnoniebieski krawat stojącego na ganku mojego domu. Ja sama siedziałam na bujanym fotelu z dużym kubkiem kawy i w rozciągniętym swetrze. Była dziewiąta rano i z tego co się zorientowałam to mieli w planach jazdę na jakiś festyn w parku na północ od domu.
  • Dzwonił do mnie Simon i pytał się czy masz jakieś plany z nami na dzisiaj. Był strasznie tajemniczy, a w tle słyszałem jakieś krzyki.
Moją jedyną reakcją było uniesienie wysoko brwi i wzięcie dużego łyku kawy. Nie miałam pojęcia co może się dziać z Simonem, ale zaczęłam się martwić w momencie kiedy uświadomiłam sobie, że usłyszane przez Nicka krzyku w tle mogły być odgłosami walki. Simon był dla mnie prawdziwym przyjacielem, bratem, powiernikiem sekretów i lęków.
Nie mogłam go stracić. Zawsze mnie wspierał - czy to przy wychowywaniu bliźniaków czy podczas rozwodu z Nickiem. Był przy mnie zawsze kiedy go potrzebowałam, a teraz kiedy on może umierać mnie przy nim nie ma. Gonitwa myśli była coraz bardziej widoczna na zewnątrz. Przez mój urywany oddech i zawieszenie się na jednym odległym punkcie, Nick zaczął mnie uspokajać i mówić niemożliwą ilość tanich frazesów, tylko po to żebym się uspokoiła. Simon mógł być w niebezpieczeństwie, a ja siedzę z kubkiem kawy i nic nie robię. Nie umiem mu pomóc. Mój sztylet jest ukryty głęboko w szufladzie razem z biustonoszami i zbroją.
Nie wiem czy umiałabym znowu stanąć do walki, chociaż wiele razy słyszałam, że walka białą bronią jest jak jazda na rowerze - nigdy się jej nie zapomni. Czy mogę być wyjątkiem od tej reguły? Czy mogą zapomnieć ból jaki następuje po zabiciu potwora? Wiem, że to stworzenie z dna Hadesu chciało mnie zabić, ale przyjęło postać miłego starszego pana, który wydał nam klucz do pokoju siedemnastego. Kiedy strzeliłam mu prosto w serce, widziałam twarz tego mężczyzny nie potwora, który chciał nas zabić i zjeść. Czy to znaczy, że patrzyłam na świat jak zwykły śmiertelnik czy heros? I które z tych punktów widzenia szybciej sprowadziło na mnie śmierć?
Energiczne trąbienie samochodu wyrwało mnie z tego przerażającego letargu w jaki wpadłam. Na osiedlu gdzie mieszkaliśmy było cicho i spokojnie. W większości domów wychowywały się małe dzieci więc na kilka lat mieliśmy spokój z wszelkimi imprezami. Było coś uspokajającego w wesołym śmiechu dzieci skaczących na ogrodowej trampolinie z przyjaciółmi.
Trąbienie powtórzyło się jeszcze raz, co pomogło mi całkowicie skupić się na stojącym na naszym podjeździe. Kiedy zobaczyłam twarz Simona w szybie od strony kierowcy, ulżyło mi. Uśmiechał się szeroko i machał ręką żebym do niego podeszła. A ja jedyne co byłam w stanie zrobić to odstawić kubek na stolik stojący obok i stanąć na proste nogi. Dojrzałam wtedy, że w samochodzie jest ktoś jeszcze. Jakiś mężczyzna siedzący na miejscu pasażera. Nie mogłam dojrzeć twarzy, ale serce wiedziało za mnie i zaczęło bić w szalonym tempie. Może naoglądałam się za dużo filmów romantycznych między prasowaniem koszulek z logiem Marvela dla synów, a ręcznym praniem pierwszych biustonoszy córki.
  • Kto to jest z Simonem?
Jak przez mgłę usłyszałam pytanie Nicka. Krew szumiała mi w uszach i nie miałam pojęcia od czego. Może kawa na czczo z papierosem nie była zbyt dobrym pomysłem. Nie umiałam odpowiedzieć byłemu mężowi, bo gdybym przyznała się do dziecinnych marzeń, jeszcze bardziej straciłabym w jego oczach.
Przymknęłam na sekundę oczy, by upewnić się, że nie śpię, ale trzask zamykanych drzwi od samochodu spowodował, że otworzyłam je szeroko. Mój brat wysiadł z auta i oparł się o szybę tak, że za nic nie mogłam dostrzec kto siedzi w środku. Simon uśmiechnął się szeroko i skinął głową na przywitanie. Biła od niego taka radość i aura zwycięstwa, że czekałam na moment kiedy zacznie skakać w górę i wyciągnie ręce w triumfalnym geście.
Sekundy mijały i nic się nie działo, a ja denerwowałam się coraz bardziej. Nie mogłam się ruszyć, a tak bardzo chciałam zaspokoić swoją ciekawość. Nick był bardziej opanowany niż ja i zaczął powoli schodzić z werandy i iść w stronę samochodu Simona. Nie miałam pojęcia co zrobi pierwsze. Przywita się z nim czy zajrzy przez przednią szybę, by zobaczyć kto siedzi w środku na miejscu pasażera. Może z mimiki jego twarzy byłabym w stanie coś wywnioskować.
Ale zanim to wszystko się stało, drzwi auta zaczęły się powoli otwierać. Nick stanął w połowie drogi dzielącą wejście do domu, a samochód mojego brata. Słyszałam jak w środku domu, cała trójka biegnie po schodach żeby przywitać się z ukochanym wujkiem Simonem.
I to była właśnie ta chwila.
Ryan McCrot wysiadł z samochodu.
Ciężkie buty uderzyły o szarą kostkę brukową.
Nie widziałam jego twarzy, nie umiałam powiedzieć jak bardzo się zmienił przez te ponad dwadzieścia lat. Czy nadal chodził w skórzanych kurtkach, a jego oczy miały ten niesamowity błysk?
Nagle zaczęłam się denerwować jak sama wyglądam. Mam świadomość tego, że sama się zmieniłam - postarzałam, trochę przytyłam po trzech ciążach, a w moich włosach zaczęły się pojawiać siwe pasma. Głupie myśli przelatywały mi przez głowę, a powinnam się skupić na chwili, która właśnie trwała.
Na moim szalejącym sercu, trzęsących się rękach i uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy całkiem mimowolnie.
I wtedy ujrzałam jego twarz.
Trochę zmienioną, z pasmami siwizny na dwudniowym zaroście. Stanął przy masce samochodu, z założonymi rękoma na klatce piersiowej. Patrzył się na mnie z tym błyskiem w oczach, który powodował, że stałam się znowu zawstydzoną piętnastolatką.
Nie mogłam od niego oderwać wzroku, czułam się jak zaczarowana. Po prostu patrzyliśmy na siebie, stojąc od siebie kilka metrów. Po dwudziestu dwóch latach znowu mogłam spojrzeć w te lazurowe oczy, poczuć perfumy Ryana i poczuć jego bijące serce. Stał ode mnie kilka metrów, a ja nie byłam w stanie zmniejszyć tego dystansu. Stałam jak wmurowana na ganku domu i po prostu patrzyłam.
Widziałam tylko powoli zbliżającego się Ryana. Sama nie wiem, ale w którymś momencie zaczęłam biec w jego stronę, by za chwilę wpaść mu w ramiona. To była jak scena z komedii romantycznej, ale okazało się to moją rzeczywistością. Nie snem, który zaraz zmieni się w koszmar, ale prawdziwy świat.
Znów poczułam to ciepło, oddech w swoich włosach i cicho szeptane moje imię. Czułam się bezpiecznie, a to uczucie przyćmiewało wszystko inne.
Gdybym mogła zatrzymałabym tą chwilę.

***

  • Chciałbym wykrzyczeć całemu światu, że cię kocham. Ale mój cały świat leży w moich ramionach i jedyne co muszę to wyszeptać ci do ucha, że Kocham Cię, Melanio.
Byliśmy w tym samym łóżku, pokoju, hotelu co wtedy. Leżeliśmy nadzy i upici własnym szczęściem. Byliśmy wolni i jednocześnie zniewoleni przez swoją obecność i dotyk na nagim ciele. Wszystko przypomina mi tamtą noc.
Nasza podróż - ucieczka - trwała w najlepsze, ale chyba oboje byliśmy zmęczeni i potrzebowaliśmy chwili wytchnienia. Ja sama miałam dość skórzanych foteli samochodu i jedzenia hamburgerów na stacji benzynowej w trakcie postojów na rozprostowanie nóg i zatankowanie pustego baku. Chciałam się wyspać, zjeść śniadanie w towarzystwie normalnych ludzi, a nie kierowców tirów. Wziąć długi zimny prysznic by potem móc schować się w ciepłą pościel.
Czy wymagałam za dużo?
  • O czym myślisz?
  • Pamiętasz?
    Nie musiałam dodawać nic więcej, bo wiedziałam, że Ryan będzie wiedział. Widziałam jak przymyka oczy i uśmiecha się delikatnie i przytula mnie mocniej. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach, z głową ułożoną na jego klatce piersiowej, czując pod sobą bijące serce mężczyzny, dla którego oddałam wszystko co miałam.
  • Pamiętam dużo rzeczy. Nigdy nie zapomnę tej nocy. Nocy podczas której oddałaś mi siebie i utraciłaś swoją niewinność. Stałaś tam - wskazuje miejsce między łóżkiem, a drzwiami prowadzącymi do łazienki - niepewna w moim podkoszulku i z mokrymi włosami po prysznicu. Jak ja byłem tam gdzie teraz i podziwiałem cię. Byłaś niepewna i jednocześnie wiedziałaś co się stanie tej nocy. No może nie do końca. Nie mogłaś przewidzieć, że recepcjonista, który wydał nam klucz do pokoju okaże się potworem, który będzie chciał nas zabić. Ale zabiłaś go, Melanio! Strzeliłaś mu prosto w serce, z mojego pistoletu, chociaż nie miałaś pojęcia, że w środku jest kula, która go zniszczy. Nie byłaś wtedy przestraszoną dziewczyną, która tęskniła za wszystkimi utraconymi rzeczami z czasu kiedy nie wiedziałaś o swoim przeznaczeniu, byłaś wojowniczką. Stałaś się wtedy prawdziwym herosem.
  • Byłam przerażona. Widziałam po raz pierwszy potwora. On chciał nas zabić, a ja tak bardzo chciałam żyć. Chciałam zobaczyć jeszcze tyle rzeczy! Pragnęłam żebyś poznał moją mamę i żeby ona poznała ciebie. Osobę, którą kocham. Wiedziałam, że nie możemy zginąć. Nie chciałam wtedy umierać, bo nie wiedziałam gdzie trafię. Czy przed obliczę Stwórcy czy przed sąd Hadesu. Do tej pory nie wiem.
  • Żyjemy, Melanio.
Wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić i przegonić z własnego umysłu tamto wspomnienie. Tak, żyliśmy. To powinno być najważniejsze. Nie wiem jak będziemy teraz żyć, ale zrobimy to. Skoro przetrwaliśmy dwadzieścia dwa lata z dala od siebie - chorzy z miłości do siebie, po zaledwie dwóch miesiącach znajomości.
  • Co teraz będzie?
Zamiast odpowiedzi poczułam motyli pocałunek w czubek głowy. Może powinno mi to wystarczyć, ale chciałabym czegoś więcej - zapewnienia, że Ryan znowu mnie nie opuści. Potrzebowałam tego by móc stanąć przed swoimi dziećmi i wytłumaczyć im to wszystko co zaszło na podwórku naszego domu. Istniał jeszcze jeden powód. Chciałam móc to zakończyć - historię sprzed dwudziestu, która zniszczyła nam wszystkim życia. Kiedy ją spiszę i zamknę, będę mogła zacząć nowy etap w swoim życiu. Wystarczy żebym na pustej stronie napisała dużymi, drukowanymi literami słowo koniec.
  • Teraz będzie nasz początek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz